(Komentarz Demokratesa: poniższe refleksje teologa Marka Kraka prowokują ważne pytanie. Jaki etos potrafi realizować społeczeństwo, którego znakomita większość nie jest żywiej zainteresowana ani  ateistycznym humanizmem, ani religią, której wyznawanie deklaruje?)  

Z badań statystycznych wynika, że jesteśmy jednym z najbardziej religijnych narodów Europy. Z punktu widzenia osób zatroskanych o rozwój racjonalnego myślenia w naszym kraju Polska religijność ma także inne, zaskakujące oblicze.
 
Opublikowano właśnie wyniki badań amerykańskiego Instytutu Gallupa na temat religijności na świecie. Europa jest wprawdzie kontynentem zdecydowanie najmniej religijnym, ale Polacy są w czołówce wśród pobożnych Europejczyków, zaraz obok Rumunów, Włochów i Cypryjczyków. Dla ponad 70 procent przedstawicieli tych narodów religia jest czymś bardzo ważnym w życiu. Przez morze tymczasem sąsiadujemy z najmniej religijnymi narodami świata: w Skandynawii i Estonii odsetek osób uważających się za bardzo religijne nie przekracza 20 procent, czyli jest ich niemal czterokrotnie mniej niż w Polsce! Nowy raport Gallupa potwierdza też znaną już prawidłowość, że narody religijne są na ogół biedne i zaniedbane edukacyjnie, a narody zeświecczone – na ogół zamożne i dobrze wykształcone. Od tego są wyjątki (np. USA i Emiraty Arabskie), ale jest ich tak niewiele, że w zasadzie potwierdzają regułę.

Na dobrze znanym wniosku, że Polska z określonych przyczyn jest krajem głęboko religijnym można by w zasadzie poprzestać, ale... natura rodzimej religijności budzi pewne wątpliwości. Przed tygodniem, pisząc o tym jacy są polscy ateiści napomknąłem, że dominują wśród nich mężczyźni. Przywołałem przy tym dobrze znany wszystkim obrazek z polskich wsi i miasteczek  – grupek, a czasem tłumów mężczyzn w różnym wieku wystających w atmosferze znudzenia pod kościołami, bo zostali wygnani z domów celem „spełnienia niedzielnego obowiązku”. Wystają gdzieś na parkingach, pod kościelnymi bramami, między grobami na parafialnych cmentarzach, rozmawiają, chichoczą, palą papierosy. Zachowują się raczej jak skazańcy, którzy muszą odbyć karę niż ludzie, którzy zebrali się na modlitwę. Ci ludzie nie nazwą się jeszcze zapewne ateistami, ale z całą pewnością trudno ich uznać za osoby religijne w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. To nawet nie jest religijność rytualna, ani tzw. wiara z przyzwyczajenia. To już jest tylko efekt presji społecznej. Mój brat, katolik praktykujący w swoje rodzinnej miejscowości we wszystkie możliwe święta nakazane i zniesione, nigdy nie chodzi do kościoła podczas wyjazdów. No chyba, że pilnuje go ktoś z rodziny…  

Na znacznym odsetku niereligijnych de facto mężczyzn polska płycizna religijna jednak się nie kończy.  Spróbujcie zapytać któregoś z katolików niezależnie od płci, o to jaki jest jego osobisty stosunek do Boga, o to jak rozmawiają z nim na modlitwie, co Bóg ostatnio uczynił w ich życiu, albo bodaj – co ksiądz powiedział ostatnio na kazaniu... W 9 przypadkach na 10 zobaczycie uniesione ze zdumienia brwi, wyraz zakłopotania lub zażenowania na twarzy i usłyszycie nerwowe pytanie w rodzaju: „A Pan/Pani co? Od jehowych?”
Być może ten zupełnie pusty wewnętrznie rodzaj polskiej religijności miała na myśli ostatnio Kinga Dunin kiedy w wywiadzie dla portalu lewica.pl powiedziała: „Polacy są ateistami, ich religijność jest czysto obyczajowa, rytualna, nie mają skarbu wiary do utracenia. Trudno jednak przewidzieć, kiedy to sobie uświadomią”. Polacy są ateistami w tym sensie, że żyją bez poczucia obecności Boga w swoim życiu, bez jakiejkolwiek relacji z nim (która dla ateistów pozostaje i tak tylko życzeniowym urojeniem). Cała ich wiara to jest jedynie rytuał rodzinno-narodowy, czyli pozór prawdziwej wiary, atrapa, wydmuszka.

Mając tego świadomość można powiedzieć, że ateizm ma piękną przyszłość przed sobą w kraju nad Wisłą: wystarczy doczekać czasów, kiedy ludzie poczują potrzebę odrzucenia pozorów i zastąpienia religijnych rytuałów, które tak cenią, obrzędami świeckimi.

Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to polska religijność czeka powolny uwiąd, i nie zmienią tego ani zaklęcia kleru, ani wysiłki katolickich polityków, ani nawet praca katolickich grup odnowy religijnej, które stanowią ledwie 3-4 procent populacji i dawno straciły dynamikę, którą miały jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku. Możliwe, że polski katolicyzm jest taki wewnętrznie pusty, bo ma w sobie grzech pierworodny w postaci podskórnej pamięci o tym, że jest w gruncie rzeczy czymś importowanym i narzuconym. Może dlatego księża dla wielu wiernych to są ciągle „oni”, obcy, i stąd płynie ten tak powszechny polski antyklerykalizm, nieufność i podejrzliwość wobec duchownych? Kiedyś czołowy katolicki intelektualista Jerzy Turowicz miał nazwać Polaków „narodem antyklerykałów, którzy jednocześnie mają zwyczaj tłumnego chodzenia do kościoła”.

Polski ateizm, aby zapewnić sprawne funkcjonowanie społeczeństwa potrzebowałby jednak dużej dozy humanistycznych wartości, ponieważ jesteśmy społeczeństwem etycznie zaniedbanym i upośledzonym w relacjach społecznych. Nie potrafimy lojalnie współpracować w grupie, a przysłowiowe polskie cwaniactwo i sobiepaństwo są tego klasycznymi przykładami. Rodzina, niestety, nie uczy racjonalnych zachowań etycznych, bo do tego nie ma ani umiejętności, ani czasu, a moralność religijna oparta na strachu przed Bogiem coraz częściej budzi już tylko niedowierzanie i zniecierpliwienie.


Żródło: Fakty i Mity