Kategoria: Idee nie domyślane
Danusi S.,  zmarłej w szpitalu  z braku woli ratowania,  poświęcam

 

Kto zajmował się osobą ciężko chorą  lub w podeszłym wieku, a nie miał na to większych środków finansowych, jest wielce prawdopodobne, że nie otrząśnie się nigdy z przerażenia.  Wystarczy, że człowiekowi w takim stanie w kraju podobnym do Polski organizował pobyt w szpitalu. Już problemy z karetką pogotowia i sposób traktowania pacjenta w szpitalnej izbie przyjęć mogą sprawić, że służbę zdrowia skojarzy na zawsze z pogardą dla człowieka. Jeśli w dodatku  zbyt późne udzielenie pomocy lub jaskrawe zaniedbania spowodowały śmierć podopiecznego, nienawiść do lekarzy i pielęgniarek może połączyć na trwałe z zarzutem skrajnej demoralizacji stanu lekarskiego.  Nie wykluczone też, że wypadki śmiertelne wynikłe z takich zaniedbań będzie ujmował w kategoriach zabójstwa. I rzeczywiście, gdy rozmawiać z ludźmi mającymi za sobą tego typu traumatyczne doświadczenia, są to zarzuty padające często  i trudno wówczas  przekonać kogokolwiek, że przyczyny zła   mogą być w takich sprawach niejednolite i wykraczać daleko poza deformację lekarskiego sumienia.

Powiedzmy od razu: uogólniające moralne potępienia lekarzy lub pielęgniarek budzą sprzeciw  przede wszystkim z powodu  niesprawiedliwości. Choćby dlatego, że również w doświadczeniu pacjentów żyjących w biedzie lub w nędzy nie brak przykładów ofiarnego zaangażowania personelu medycznego w ratowanie życia. To, iż niezależnie od tej słusznej obrony, sprawa pachnie w znacznej liczbie wypadków nieumyślnym spowodowaniem śmierci, winno skłaniać     do szczególnie wnikliwego podejścia.   Trzeba  tylko - dla lepszego zrozumienia -innej perspektywy i właściwejnazwy.                  

Zmiana perspektywy – to przede wszystkim skierowanie spojrzenia ku  systemowym źródłom zła.  W odniesieniu do Polski, ale też  i kilku innych krajów europejskich, zacząć należy od tego, że chroniczny od  zawsze brak środków finansowych na   lecznictwo łączy się z daleko idącą prywatyzacją nie tylko tej dziedziny, ale też całej niemal całej sfery zinstytucjonalizowanego dobra wspólnego. Chodzi tu, jak nietrudno zgadnąć, o szeroko rozpowszechnioną korupcję, i to zarówno  wśród takich czy innych funkcjonariuszy, jak też wśród tak zwanych zwykłych ludzi.  Sprawia ona między innymi, że  pacjent nie dysponujący środkami na łapówkę,  może się nie doczekać ratującego życie zabiegu,  albo, gdy jest niecierpliwy i agresywny - otrzymać zbyt wielką dawkę środków uspokajających.   Nie jest zresztą możliwe, by się działo inaczej, gdy, w zastraszająco wielkiej liczbie spraw, oprócz  osobistych powiązań, o działaniu systemu decyduje czysta, czyli   nieskrępowana ekonomia.  Jej zrównoważenie innymi czynnikami, dla budowy  służby zdrowia bardziej ludzkiej   nie jest łatwe. Także dlatego, że  na  moralność zwykło się patrzeć w oderwaniu od czynników ekonomicznych i układów sił społecznych, a na ekonomię w oderwaniu od moralności.     

Co zaś do samej zapowiedzianej właściwej nazwy  na wypadki śmierci z wynikającej z  działania systemu, najwłaściwszą będzie tu, jak się wydaje, „eutelektonia”. Słowo to znaczyłoby  mniej więcej tyle, co zabijanie dokonywane z  powodu taniości*.  Termin przydatny nie tylko do opisu postępowania z chorymi lub starcami, lecz także z wszelkimi osobami i społecznościami, których niszczenie nie kosztuje wiele, ani finansowo, ani  wedle kosztów moralno-prestiżowych. Taniość  jako przyczyna zabijania lub postępowania z zabijaniem równoznacznego jest tu zarazem sygnałem głównej diagnozy  patologicznego zjawiska.  Przy takim ekonomicznym podejściu w centrum uwagi lokują się nie osoby ani grupy zawodowe, lecz  oddziaływanie porządku gospodarczo-politycznego. Łatwo  wtedy zaobserwować, że zabijanie powodowane taniością  i w jak najtańszy sposób jest czymś więcej niż tylko działaniem spontanicznym wedle zasady „okazja stwarza złoczyńcę”. Że mianowicie praktyczna wiedza ekonomiczna na ten temat czyni wrażenie odrębnej dyscypliny naukowej, choć ukrywanej  pod innymi nazwami.  I że  zarazem rzeczona dyscyplina tworzy jedność z ekonomią zabijania,  jak ta z kolei zajmuje miejsce tyleż  poczesne, co zgrabnie zakamuflowane w ekonomii politycznej kapitalizmu.  Warto spojrzeć  na tę naukę pod kątem treści zawartych w niej implicite i na obrzeżach, tak jak to potrafi każdy karierowicz polityczny.

Lecz ważniejsze od naukowego statusu owej wiedzy są jej zastosowania. Zwłaszcza w sytuacjach, w których korzystność zabijania jest funkcją sprzyjających układów sił politycznych i moralnych. Unaoczniają tę sprawę niezliczone przykłady, wśród nich  -  ludobójstwo Indian: skupienie uwagi na przewinieniach  amerykańskich żołnierzy, policjantów lub kowbojów niczego tu  nie wyjaśnia, ponieważ rzecz w tym, iż  ludobójcze  zagarnianie drogocennych indiańskich terenów   umożliwiała przede wszystkim taniość tego procederu; polegała ona na nieistnieniu zorganizowanych sił nacisku moralnego i politycznego, które mogłyby sprawiać, że zbrodnie tego rodzaju stają się nie tylko politycznie, ale i gospodarczo nieopłacalne; kiedy z upływem czasu skandal nabrał rozgłosu i eksterminacja drożała, zmniejszał się odpowiednio do tego impet w zabijaniu Indian.                  

Z zagrożeniem egzystencji ludzi starych i chorych, podobnie jak bezrobotnych i innych socjalnie upośledzonych, ma się rzecz bardzo podobnie: wiązanie ich przedwczesnego umierania z postawą moralną tej  czy innej grupy zawodowej lub osób z  otoczenia ofiar ma niewielkie znaczenie praktyczne; istota moralnej patologii tkwi w tym, że  coraz więcej osób chorych i starych cierpi biedę, podobnie jak w wielu krajach osoby młode i sprawne, a wszystkiemu temu nie przeciwdziałają silne i odpowiednio ukierunkowane naciski polityczne. W szczególności, wysoką cenę za eliminowanie jednostek słabszych i najsłabszych każe płacić  niedostatek moralnego i politycznego oporu wobec wyzuwania  z podmiotowości gospodarczej miliardów ludzi na Ziemi. Na tym też polu kryje się  zarazem możliwość  zmiany trendu lub przynajmniej jego osłabienia.

Ekonomia zabijania nie jest tu rozumiana, jak widać,  w sposób  wąsko militarny, lecz raczej makroekonomicznie i z podejściem interdyscyplinarnym. Nie ograniczając się do wiedzy o kosztach i dochodach związanych z niszczeniem siły żywej,  jest swego rodzaju filozofią praktyczną.  Zawiera w sobie między innymi etykę, a ściślej  rachunek strat i zysków zależnych od moralnej oceny, jaką potencjalnemu zabójcy wystawia opinia publiczna. Jest przy tym nauką z ekonomicznej konieczności tak racjonalną i tak  daleką od dogmatyzmu, że  nawet samą wartość zabijania potrafi  relatywizować i ustalać wedle obiektywnej potrzeby.    

Podstawowym punktem odniesienia jest bowiem nie zabijanie jako cel sam w sobie, lecz rabunek.  Zabijanie jest tylko jego konsekwencją  wszędzie tam,   gdzie się ono „dobrze bilansuje” i w tym sensie bywa ekonomicznie nieuniknione. Jest to mianowicie rabunek o zakresie potencjalnie nieograniczonym i, choć dotyczy przede wszystkim środków produkcji oraz przestrzeni życiowej  ludzi i ekosfery, nie  dotyczy wyłącznie tych dziedzin. Obejmuje także dobre imię obrabowywanych, jak też  przekonania o ich godności i potencjalnej sile: nie jest korzystne, by wierzyli w siebie i mieli dla siebie szacunek. To, że poza ich sprzeciwem, żadna  granica rabunku nie istnieje, jest tu najistotniejsze. Innymi słowy, atrakcyjna ekonomicznie ofiara, nie może nie zostać obrabowana;  jeśli w wyniku rabunku umrze, zostanie zabita lub zamordowana, nie jest to  ważne samo w sobie; istotne jest tylko to, by koszta nie przewyższyły zysku.    

Obdarzona wyżej dźwięcznym imieniem „eutelektonii”, sztuka minimalizacji kosztów zabijania nie jest umiejętnością  trudną.  Może się jej nauczyć każdy, kto z pewną dozą wnikliwości obserwuje politykę społeczną wielkich mediów. Tworzą ją  bowiem -  tę sztukę - zabiegi manipulacyjne i strategiczne zarazem,  najprymitywniejsze z możliwych. Budowanie sztucznych podziałów między wyzyskiwanymi zajmuje miejsce szczególne. Najważniejsze, by ofiary dokonywanego aktualnie rabunku były zaliczane do wrogiego obozu. By ludność okradana z bogactw naturalnych kojarzyła się z terrorystami  zagrażającymi cywilizacji,  bezrobotni, starcy  i ubodzy pacjenci - z bezczelnymi pasożytami. Tani rabunek dokonywany w sferze socjalnej, owocujący przedwczesnymi śmierciami przez zaniedbanie i brak środków do życia, nie obejdzie się także bez   zwykłego kłamstwa.   Kłamstwa, że - na przykład - udzielana jest pomoc lekarska tam, gdzie jej praktycznie nie ma albo prawie nie ma. Ogromnemu potanieniu śmierci sprzyja  poza tym nieistnienie   kontroli, a odnosi się to nie tylko do tajnych więzień, lecz także do domów starców i szpitali tak zorganizowanych, iż pomysłom podnoszenia rentowności może nie być końca; pozór śmierci przez nikogo nie zawinionej będzie  chronić przed odpowiedzialnością dość skutecznie. Nie trzeba być nadzwyczajnie utalentowanym ani przedsiębiorcą, ani reżyserem filmowym, by sobie dokładnie wyobrazić zakłady opieki lub lecznictwa, minimalnie deficytowe, a przy tym  nie ponoszące konsekwencji za zbrodniczy sposób gospodarowania**.

Lecz najbardziej taniości zabijania sprzyja, powiedzmy to jeszcze raz, polityczna bierność, a poza tym skuteczne ogłupianie szerokich mas wraz z ich elitami umysłowymi.  Spójrzmy pod tym kątem na obecne kampanie odświadamiające. Nęcenie  usprawnieniem usług medycznych i innych usług socjalnych po ich  tak zwanym urynkowieniu – to tylko połowa zabiegu. Reszty dopełnia  konsekwentna cenzura myśli krytycznej. Ocenzurowanie faktu, że wszędzie tam, gdzie o sposobie ratowania zdrowia i życia ludzkiego decyduje maksymalizacja zysku,  zbrodniczych zaniedbań nie można uniknąć.

Warto zauważyć, że jesteśmy znowu w samym centrum ekonomii politycznej. Rzecz jasna, nie tej oficjalnej i na pokaz,  lecz owej realnej i prawdziwej, która tę odświętną mogłaby i powinna zakwestionować za niedostateczną szczerość.  Nie może bowiem aspirować do szczerości dyscyplina, która wśród wielu kardynalnych kamuflaży przemilcza także rolę, jaką w tworzeniu zysku – i to przy jej   pomocy -  odgrywają czynniki tak ważne, jak polityczna bierność i odświadomienie społeczeństw.

Co robić w takim stanie rzeczy, by uniknąć dalszych pogorszeń?  Przede wszystkim szybko uzupełniać luki w elementarzu prawdziwej wiedzy ekonomicznej: wiedzieć, co się święci, i pojmować,  że wojna jako taka  i wojna z ludźmi  - to jedna z podstaw obecnego porządku. I  działać pragmatycznie, a znaczy to między innymi -  z uporem     i z impetem odpowiednim do  sytuacji. Choćby w sposób, w jaki to czynili kilka lat temu Niemcy, ograniczając  skutecznie planowane zniszczenia w sferze socjalnej. Demonstrować i protestować na placach i ulicach, w dzień i w nocy, w skwarze i mrozie, nawet kilka lat z rzędu, wywierać  naciski polityczne, gdzie się da i jak się da. Wytaczać  procesy korporacjom i instytucjom państwowym,  żądać od państwa, kościoła i instytucji międzynarodowych  radykalnej zmiany kursu. Krzyczeć i tupać  w każdym miejscu niesprawiedliwości, organizować opór przeciw krzywdzie w coraz szerszych kręgach.  Podnosić  koszta rabunku, a  przez to i śmierci.   

Nadszedł światowy kryzys i potężnieje. Kryzys - nie wykluczone -  jakiego nie doświadczyły żyjące dziś pokolenia. Jeśli go nie wykorzystamy do walki o struktury bardziej sprzyjające życiu,   nowy porządek  może być jeszcze niebezpieczniejszy.  Społeczeństwa  ubogie zapłacą za  bierność cenę szczególnie wysoką: brak perspektyw, niedożywienie i fikcyjna opieka lekarska będą skracać życie  niezliczonym słabszym jednostkom. I nie trzeba tu niczyjej szczególnej demoralizacji, ekonomia i taniość   niszczenia wystarczą.  

To, że  demoralizacja wszystko to ułatwia i przyśpiesza, jest prawdą oczywistą.  Mniej oczywiste, jest niestety to, że   polityczna bierność  i zaniedbywanie samoorganizacji  nie są od demoralizacji bardzo odległe.  

W Jedlni Letnisku, 1 października 2008


* Eutelektonia słowo greckie, dotychczas nie istniejące, lecz zbudowane prawidłowo z przedrostka „euteles”, co znaczy „tani”, oraz   cząstki „kton”, tworzącej jeden z tak zwanych tematów czasownika „apokteino”, znaczącego „zabijam”.

** Autor ma tu na myśli wstrząsający, niedawny (z roku 2007),  a   sławny już dzisiaj trzyczęściowy film telewizyjny drugiego programu telewizji niemieckiej „2030 – Aufstand der Alten” („2030 - Bunt starych”) poświęcony możliwym „racjonalizacjom” opieki społecznej w nadchodzącym czasie. Ogromnej jego popularności zawdzięczamy możliwość nabycia go w Internecie po dostępnej cenie.      

Odsłon: 3701