Kategoria: Idee nie domyślane
(Komentarz Demokratesa: szkoda, że swoistość totalitaryzmu zaczynamy rozumieć dopiero w ostatnim czasie; ciągle za mało myślimy także o jego przyczynach – o niedostatecznej aktywności politycznej społeczeństw jako o źródle zbrodniczej w skutkach nadmocy rządzących)

W Polsce trwają w ostatnich miesiącach dwie krucjaty. Jedna ma charakter antykomunistyczny i polega m.in. na wyjęciu spod prawa symboli komunistycznych, czyli rzekomo totalitarnych. Druga to histeryczna „obrona krzyża”. Tak się jednak dziwnie składa, że krzyż jest symbolem najtrwalszego z systemów totalitarnych Europy...
 
Słowo „totalitaryzm” robi w ostatnich dziesięcioleciach zawrotną karierę. W polskich mediach odmieniane jest przez wszystkie przypadki – najchętniej w debatach na temat „totalitarnego państwa komunistycznego” lub podobnego – nazistowskiego. I w tym zestawieniu kryje się duży problem. Zestawienie komunizmu i faszyzmu jest dosyć przypadkowe. Jeden to piękne marzenie o powszechnej demokracji (także w gospodarce), któremu bolszewicy, a po ich zagładzie – stalinowcy ukradli nazwę, wprowadzając w życie jakąś koszmarną i nieszczęśliwą podróbę tego, czym miał naprawdę być.

Drugi system – faszyzm – to od samego początku autorytarna, bezwzględna ideologia, w wielu wydaniach rasistowska, a we wszystkich upadlająca i pełna przemocy. Zestawianie jednego z drugim jest niepoważnym, ale bardzo powszechnym uproszczeniem, które niczego nie wyjaśnia, a wszystko gmatwa i deformuje. Bowiem – w zależności od definicji – Stalina można uznać za komunistę (bo rządził partią o takiej nazwie), albo za największego antykomunistę, bo nikt inny w dziejach nie wymordował tylu ludzi nazywających się komunistami. W tym drugim znaczeniu dyktatorskiego systemu radzieckiego nie można uznać za komunistyczny, a samego komunizmu i jego symboli – za mające cokolwiek wspólnego z totalitaryzmem.

Zanim wyjaśnię, dlaczego poruszam ten temat w dziale „FiM” przeznaczonym dla świeckich humanistów, przypomnę, że totalitaryzm to „system rządów dążący do całkowitej władzy nad społeczeństwem za pomocą monopolu informacyjnego i propagandy, ideologii państwowej, terroru tajnych służb i masowej monopartii”, jak chce jedna z definicji, którą uważam za dosyć trafną. Czy ta definicja Wam czegoś nie przypomina? Czy przypadkiem całego systemu religijno-politycznego katolickiej Europy w średniowieczu nie można uznać za system totalitarny? Nie tylko można, ale z całą powagą należy go za taki uznać, ponieważ wyczerpuje on całą definicję totalitaryzmu. Po pierwsze, średniowieczny sojusz państwowo-kościelny dążył do całkowitej władzy nad jednostką, i to władzy jeszcze szerszej niż ta, o którą zabiegał faszyzm, czy też ów nieszczęsny radziecki pseudokomunizm. Kościół mianowicie uzurpował sobie prawo do całkowitej władzy nad człowiekiem nie tylko w życiu doczesnym, ale i przyszłym! Władza była totalna, bo system mógł każdego i zawsze pozbawić nie tylko wolności i majątku, ale także życia, w tym życia wiecznego.

Za początki kościelnego totalitaryzmu można uznać dekrety cesarza Teodozjusza Wielkiego z końca IV wieku wprowadzające pod karą śmierci chrześcijański monopol ideologiczny w cesarstwie. Swoje apogeum totalitaryzm osiągnął w okresie od XI do XIII wieku, a od reformacji do oświecenia powoli chylił się ku upadkowi. Kościół w szczycie swojej ekspansji wprowadził cenzurę na nieprawomyślne publikacje i m.in. poprzez system spowiedzi usznej ustanowił totalną kontrolę nad jednostkami, o której Orwellowi się nawet nie śniło. Czym są maoistowskie i polpotowskie wymuszone publiczne samokrytyki w porównaniu z systemem, w którym delikwent sam siebie, czasem dobrowolnie, oskarża przed funkcjonariuszem, mającym szeroką wiedzę nie tylko o tym, co dzieje się pod kołdrą, ale nawet w myślach jego poddanych! Katolicki totalitaryzm opracował też wyrafinowane metody propagandowe. Posiada rozmaite służby (w tym tajne – np. Opus Dei), a jego Kościół jest czymś w rodzaju wodzowsko zarządzanej monopartii.

Problem z katolickim totalitaryzmem jest taki, że w niektórych rejonach świata on się nigdy tak zupełnie nie zakończył. Dążenia monopartii do jak największej władzy nad społeczeństwem są ciągle żywe i – gdzie tylko się da – realizowane. Jednym z przejawów tych marzeń jest walka o krzyże, będące symbolami tego systemu, które maja znaczyć teren kontrolowany przez „monopartię”. Zabawne jest, kiedy dobrzy katolicy z PiS lub PO gardłują przeciwko „totalitaryzmom”, a jednocześnie domagają się panowania krzyża. Być może przyjdzie jeszcze dzień, w którym ustawodawstwo antytotalitarne obróci się przeciwko najstarszemu i najbardziej szkodliwemu z europejskich totalitaryzmów – katolickiemu. Tysiącletnia Rzesza Hitlera przetrwała marne 12 lat. Katolickie „Królestwo Boże na Ziemi” trwało od Teodezjusza do reformacji 1100 lat. I dziś jeszcze tu i ówdzie nieźle prosperuje.
 


Źródło: Fakty i Mity
Odsłon: 4364