Kategoria: Insynuacje
(Komentarz Demokratesa: konformizm budzi w naszych czasach nadal znaczne zainteresowanie psychologów i socjologów. Do ich kwestionariuszy warto dorzucać dwa niechętnie przez nich stawiane  pytania:  w jakim stopniu postawa ta jest rozpowszechniona w poszczególnych społeczeństwach, oraz w jaki sposób  wpływa  na społeczną zdolność do samoobrony przed manipulacją, wyzyskiem i uciskiem. Poniższy felieton może pobudzać do takiej refleksji)  

Jaka jest najbardziej popularna religia w Polsce? Katolicyzm? A może konformizm, czyli filozofia robienia zawsze tego, co robią inni, wewnętrzna potrzeba niewyróżniania się?
 
Olga Tokarczuk jest z wykształcenia psycholożką, ale znana jest przede wszystkim jako pisarka. I to nie byle jaka, bo tłumaczona na wiele języków obcych. Nie tylko te najpopularniejsze, takie jak angielski, francuski czy hiszpański, ale także tak egzotyczne jak turecki czy chiński. Jest najbardziej znaną na świecie i najchętniej przekładaną polską współczesną powieściopisarką.

Ostatnio głośno było o naszej wybitnej literatce ze zgoła nieartystycznych powodów. Po katastrofie smoleńskiej kilka zagranicznych gazet poprosiło ją o komentarze na temat sytuacji w Polsce, żałoby narodowej itp. Pani Tokarczuk ma poglądy ekologiczno-lewicowe i jest bardzo krytyczna wobec bogoojczyźnianej tradycji oraz Kościoła. Nie kryła swojego dystansu wobec histerii, która miała miejsce wówczas w Polsce i wyraziła niesmak z powodu zawłaszczenia żałoby przez kler katolicki. Przyznała przy tym publicznie, że nie jest katoliczką. No i zaczęło się kamienowanie czarownicy! „Rzeczpospolita”, ojciec Zięba i inni „prawdziwi Polacy” nie szczędzili jej razów.

Nie pozostała im dłużna – w tym sensie, że nie upokorzyła się pod wpływem fali krytyki, i dalej wypowiadała się odważnie o tym, jak widzi polskie sprawy. A oto garść jej obserwacji: „Kiedyś zdarzyło mi się w rozmowie ze znajomymi >>szeregowymi<< katolikami pytać, co to znaczy być katolikiem. Pytałam ludzi, czy rzeczywiście wierzą w przemianę hostii w ciało Chrystusa w czasie mszy. Oczywiście mówili mi, że nie, że rozumieją to symbolicznie. Kiedy pytałam, czy naprawdę wierzą w zmartwychwstanie ciała po Sądzie Ostatecznym, odpowiedź również brzmiała >>nie<<. To samo z niepokalanym poczęciem”.
Zatem w co wierzą Polacy, skoro nie wierzą w to, czego naucza Kościół? Czy są katolikami, a jeśli tak, to w jakim sensie? Olga Tokarczuk znajduje taką odpowiedź: „Podejrzewam, że deklarowana katolickość to konformizm, bardzo głęboko zakorzeniony w naszej mentalności. Nie wiadomo jak jest, więc lepiej wierzyć, że jest tak jak mówią. To niechęć do zdefiniowania tego, w co się wierzy, do zajęcia stanowiska, przyjęcia zdecydowanego poglądu. Konformizm jest wygodny, bo zwalnia od myślenia”. Zatem Polacy nie tyle są katolikami, co raczej ich religia nazywa się „być-takim-jak-wszyscy-wokół”. Nie wychylać się, bo to może być niebezpieczne, a przynajmniej bywa niewygodne.

Zdaniem Tokarczuk, „ten konformizm ma swoją historię, rozwinął się zwłaszcza w czasach PRL-u. Ludzie, którzy należeli do partii, potajemnie chrzcili dzieci. To samo jest dziś z religią w szkole. Ludzie na to psioczą, ale dzielnie prowadzą dzieci na religię. Po 1989 roku granica pomiędzy Kościołem i państwem powoli się zaciera. To właśnie szczególnie wyraźnie widzieliśmy w telewizji w czasie żałoby”. Zgadzam się z obserwacjami naszej wybitnej pisarki dotyczącymi PRL-u, ale nie uważam, że można je wnioski uznać za prawdziwą przyczynę polskiego konformizmu. Raczej za jego przejaw, bo dzieci wysyłano do komunii właśnie z chęci niewyróżniania się. Przyczyn takiego stanu rzeczy, jak sądzę, należy szukać znacznie dalej w historii.

Otóż polska tradycja składa się z dwóch warstw: szlachecko-inteligenckiej i chłopskiej. W tej pierwszej konformizm wobec Kościoła wynika raczej z głupoty i złego wykształcenia, które każe naśladować tzw. autorytety. W dominującej społecznie tradycji chłopskiej konformizm wynika głównie ze strachu. Chłop miał nikłe poczucie własnej wartości, przez stulecia trzymano go w ciemnocie, zależności i lęku, także w lęku przed fizyczną agresją. Przecież bicie nieposłusznych było na porządku dziennym. Znam relacje świadków o tym, że publiczne kopanie nieposłusznych wieśniaków przez mężczyzn z klasy dawnych „panów” zdarzało się jeszcze w latach 1945–47, a więc niemal w Polsce Ludowej! Ludzie wychowani w takim upodleniu marzyli o tym, aby przede wszystkim jakoś przetrwać w spokoju. Konformizm, dostosowanie się i siedzenie cicho były najlepszymi drogami do tego celu.

Wprawdzie PRL głęboko przeorał polską wieś i zniszczył pozostałości feudalizmu, ale strategia konformistycznego przetrwania tkwi w ludziach bardzo głęboko. Częściowo powędrowała z nimi do miast i jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie. Ja sam zostałem wychowany właśnie w duchu „niewychylania się” i strachu przed opinią otoczenia. Cały mój duchowy rozwój polegał głównie na wyzwalaniu się w kolejnych dziedzinach życia z kajdan tej tradycji. Nie dziwmy się zatem polskiemu konformizmowi i przełamujmy go w sobie i wokół siebie.
 
 
Źródło: Fakty i Mity
Odsłon: 4231