Kategoria: Insynuacje
Od czasów upadku bezwzględnej i ultrakatolickiej dyktatury generała Pinocheta minęło już 20 lat. Ciągle jednak dowiadujemy się nowych rzeczy o tym, jak gorliwie ludzie Kościoła byli zaangażowani w jej powstanie oraz przetrwanie. Chile do tej pory nie pozbierało się po 16 latach trwania krwawej dyktatury (1973–1989) generała Augusta Pinocheta. Dyktatury wspieranej przez USA oraz wiele środowisk kościelnych, w tym osobiście Jana Pawła II, który odwiedził kraj, uśmiechnięty fotografował się z dyktatorem i nazywał go swoim „największym przyjacielem”. Nie powinno to nikogo dziwić: zarówno papież Polak, jak i Pinochet otaczali się ludźmi z tej samej katolickiej organizacji – Opus Dei, Dzieła Bożego. 
 
Fanatycy z Opus Dei oblepili sobą całe życie polityczne, gospodarcze i społeczne Chile. Zasiadali w rządzie dyktatora, mieli ogromny wpływ na chilijską edukację. Chile było katolickie do bólu, zostało na przykład jednym z ostatnich krajów świata, w którym wprowadzono rozwody. Uczyniono to dopiero dzięki lewicowemu rządowi w 2004 roku, przy wściekłym sprzeciwie hierarchii kościelnej i Watykanu. W biznesie można ich było spotkać od przemysłu po bankowość, nie wyłączając nawet kluczowej dla tamtejszego rolnictwa uprawy winorośli.

„Le Monde diplomatique” ujawnił właśnie, że pewien prominentny członek Dzieła wspierał jedno z najważniejszych przedsięwzięć dyktatury – wynalezienie tajemniczego „planu Z”. Przewrót Pinocheta i obalenie demokratycznie wybranego i bardzo popularnego w kraju i na świecie prezydenta Allende potrzebował uzasadnienia. Uzasadnienia jasnego i przemawiającego do wyobraźni bardziej niż domniemane „zagrożenie komunistyczne”. Allende nie był przecież komunistą, lecz demokratą i socjalistą. Uzasadnienia dla krwawych represji potrzebowali także wojskowi sojusznicy Pinocheta – trudno jest mordować ludzi i torturować ich bez jasnego powodu.
Pretekst do zamachu wynaleziono – nazywał się on „plan Z”. Miał to być, przygotowany rzekomo przez ludzi Allende, pomysł zamordowania członków prawicowej elity kraju. Ten zbrodniczy projekt miał się przedostać do wiadomości wojskowych. Ci, aby ubiec „czerwonych złoczyńców”, pod światłym przywództwem Pinocheta obalili prezydenta – niedoszłego zbrodniarza i ocalili kraj przed rzezią. Przy pomocy innej rzezi. Ale o tym starano się głośno nie mówić.

Kłamstwo o „planie Z” rozpowszechniano już od momentu zamachu. Ludność miała wierzyć, że Pinochet jest wybawcą narodu od lewicowego krwawego przewrotu. Mówiono, że rząd Allende chciał „zamordować 600 czołowych rodzin w kraju”. Temat podjęły prawicowe media wspierające reżim. Mnożono sensacje, ale nie przedstawiano dowodów. Publikowano listy z nazwiskami niedoszłych zamordowanych. Znalezienie się na nich należało do dobrego tonu. Prasa przyjmowała łapówki za dopisywanie nazwisk do spisów „niedoszłych ofiar komunizmu”.

Po latach wiele osób nakręcających to propagandowe kłamstwo przyznało, że wprowadzało w błąd opinię publiczną. Należy do nich m.in. publicysta Hernan Millas, który w czasach dyktatury napisał nawet książkę o „planie Z”. Teraz twierdzi, że było to „kłamstwo spreparowane przez wojskowych”. Dyrektor dziennika „El Mercurio” Arturo Aldunate, dawny zwolennik Pinocheta, twierdzi z zakłopotaniem: „Nie mam żadnego dowodu na istnienie planu Z. Wtedy uważaliśmy go za pewnik. Nie potrafię tego wyjaśnić”.

Ale nie wszyscy są skorzy do przyznania się do błędu. Gonzalo Vial Correa, zmarły 2 miesiące temu historyk, polityk skrajnej prawicy, członek Opus Dei i minister edukacji w rządzie Pinocheta do końca życia twierdził, że plan istniał. Jest on współautorem „Białej Księgi”, dokumentu, w którym ujawniono szczegóły „planu Z” wkrótce po obaleniu Allende. Historyk ponoć widział tylko jakieś kartki, które przynieśli mu wojskowi. Miały zostać skonfiskowane u „jakiegoś zapaleńca, zwolennika Allende”. Wielki raport o zbrodniczym planie sporządzono więc na podstawie „kartek jakiegoś zapaleńca”... Problem w tym, że Vial Correa w „Białej Księdze” napisał na podstawie owych „kartek”, że „Front Jedności Ludowej Salvadora Allende przygotowywał się do dokonania zamachu stanu w celu zdobycia absolutnej władzy opartej na zbrodni i przemocy”. Nie mając właściwie żadnych dowodów, oskarżył zamordowanego prezydenta o przygotowywanie rzezi.

Można powiedzieć, że fałszerstwo „planu Z” to pryszcz w porównaniu na przykład z wymyśleniem słynnej Donacji Konstantyna, która zapewniła papiestwu władzę świecką we Włoszech i duchową nad całym katolickim światem na jakieś 800 lat. Sfałszowany „plan Z” zapewnił prawicowcom związanym z Kościołem władzę w Chile na 16 lat, choć jej skutki trwają do dziś i będą trwać jeszcze bardzo długo. Plan ten dużo jednak mówi o strategii i taktyce wielu ludzi Kościoła – mistrzów kłamstwa, tupetu i pójścia w zaparte. Zupełnie jak w mafii.
 

Źródło: Fakty i Mity
Odsłon: 4205