Image(Komentarz Demokratesa: poniższy tekst jest fragmentem dłuższego artykułu Tadeusza Kowalika - „Josepha Stiglitza  doktryna, wizje i batalie”; w najbliższym czasie zamieścimy kolejną jego część)

Propozycje Stiglitza są w dużym stopniu nawrotem do projektów Keynesa i ich rozwinięciem. Przypomnijmy garść faktów z odleglejszej przeszłości. Już w 1942 roku Keynes zaprojektował stworzenie dwóch organizacji, które miały gruntownie i całościowo zreformować handel światowy: International Trade Organization (ITO) miała otrzymywać wsparcie od International Clearing Union (ICU), czyli czegoś w rodzaju światowego banku centralnego, działającego w oparciu o centralne banki krajowe. Ów bank światowy (ICU) miał emitować specjalną walutę zwaną bancor.
 
Początkowo mogło się wydawać, że projekty Keynesa niemal w całości uzyskają akceptację. W 1945 roku zarówno Amerykanie, jak i Brytyjczycy zwrócili się do Rady Ekonomicznej i Społecznej ONZ (zwanej zwykle ECOSOC) z propozycją utworzenia ITO. W konsekwencji agenda ta doprowadziła do uchwalenia Charter for an International Trade Organization. Z uwagi na miejsce konferencji dokument ten nazwano Kartą Hawańską. Był to dokument przewidujący znacznie szerszy zakres działania niż prawie pół wieku później powstałej World Trade Organization (WTO). Karta zalecała środki aktywnego zwalczania bezrobocia, kładła nacisk na sprawiedliwe normy pracy i płacy, nakazywała krajom rozwiniętym dzielenie się technologiami i umiejętnościami, zakazywała ingerencji w wewnętrzne sprawy kraju towarzyszące zagranicznym inwestycjom, a nawet zezwalała krajom najuboższym na cła, subwencje i zamówienia publiczne, zwłaszcza w trosce o rozwój przemysłu przetwarzającego miejscowe surowce, dla ochrony rolnictwa i rybołówstwa.

W wyniku nacisków władz amerykańskich wypadki potoczyły się jednak niekorzystnie. Wprawdzie prezydent Harry Truman przekazał Kongresowi Kartę Hawańską,  ale nie zabiegał o jej ratyfikację. Po paru latach Kartę po prostu odrzucono. Z inicjatywy Amerykanów i ponad dwudziestu innych krajów powstała natomiast organizacja skupiająca się wyłącznie na kwestii liberalizacji handlu – znana jako GATT (General Agreement on Tariffs and Trade). Podczas ośmiu rund doprowadziła ona do obniżenia ceł z około 50% do kilku procent. Jej działalność jednak była daleka od podstawowych postulatów ONZ oraz projektów Keynesa.

Bliższa idei Keynesa, choć znacznie skromniejsza, niż jego pierwotny projekt była działalność tzw. systemu z Bretton Woods. W procesie trudnych, niekiedy wręcz dramatycznych, negocjacji między Amerykanami i Keynesem stworzono sztywne ramy dla wahań kursów walutowych oraz dwie do dziś działające międzynarodowe organizacje finansowe: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który miał dbać głównie o (krótkookresową) stabilizację gospodarek oraz Bank Odbudowy i Rozwoju, dziś znany jako Bank Światowy.

W trakcie negocjacji, a nawet gwałtownych sporów z przedstawicielami władz USA, Keynes poniósł porażkę głównie w odniesieniu do dwóch kwestii. Po pierwsze, Keynes chciał stworzyć za pomocą wspomnianych wyżej specjalnych funduszy (bancorów) pewien system „karania i nagród” Na kraje długo utrzymujące nadwyżkę eksportu nad importem nakładałoby kary pieniężne, bo widział w tym oczywisty dowód zaniedbywania rynku wewnętrznego (krajowych konsumentów). Byłby to rodzaj progresywnego podatku płaconego przez  państwa-eksporterów. Kraje zaś zadłużające się z powodu dużego deficytu handlu zagranicznego mogłyby otrzymywać doraźną pomoc z tego funduszu. Po drugie, Keynes nie chciał dopuścić do ulokowania owych dwóch organizacji finansowych w Waszyngtonie. Wyrażał obawy, że staną się one „apanażami administracji amerykańskiej”. Starał się, by ich siedzibą stał się (jeśli nie Europa to przynajmniej) Nowy Jork - siedziba ONZ. Jednakże Amerykanie okazali się nieustępliwi. Ale nawet ten okrojony system regulacji międzynarodowego rynku kapitałowego, działał z pożytkiem dla gospodarki światowej przez prawie ćwierćwiecze, co zasadnie uchodzi za wielką osobistą zasługę Keynesa.

Zbyteczne dodawać, że intuicja Keynesa okazała się uzasadniona. Zarówno Fundusz, jak i Bank Światowy stały się w rękach władz USA, co najmniej od czasu prezydentury Ronalda Reagana, narzędziem politycznego nacisku. Odeszły one od polityki keynesowskiej, a system regulacji kursów walutowych został zlikwidowany już w na początku lat 70.

Biedni finansują bogatych

Bogatszy o doświadczenie kilku dziesięcioleci funkcjonowania gospodarki światowej, Stiglitz powraca do projektów Keynesa. Nowa sytuacja wymaga powrotu do Systemu z Bretton Woods i rozszerzenia jego zakresu. Wynika to głównie z faktu zdestabilizowania gospodarki światowej przez niemal powszechne otwarcie rynków kapitałowych i podporządkowanie kapitału produkcyjnego spekulacyjnemu. Dlatego współczesny kapitalizm bywa nazywany, całkiem zresztą w duchu Keynesa, ‘casino capitalism’. Rządy większości państw zabezpieczają się przed ową niestabilnością finansową utrzymując wysokie i szybko rosnące  rezerwy walutowe, trzymane na bardzo nisko oprocentowanych rachunkach, głównie w dolarowych obligacjach amerykańskich. Podobną rolę zaczyna w dłuższym okresie odgrywać również, do niedawna bardziej stabilne niż dolar, euro, a nawet japoński jen. Stiglitz dowodzi, że rezerwy te oznaczają ogromne marnotrawstwo, dotkliwe zwłaszcza dla krajów biedniejszych.

W celu ukazania wagi tego problemu, Stiglitz przytacza następujące liczby. W latach 2001-2005 Chiny, Japonia, Korea Pd., Singapur, Malezja, Tajlandia, Indonezja i Filipiny zwiększyły rezerwy walutowe z około biliona (tysiąca miliardów!) do 2,3 bilionów USD. A przewidywano, że kwota ta w 2006 r. wzrośnie do ponad 3,3 bilionów USD. Ogół krajów rozwijających się trzyma w rezerwach równowartość prawie 1/3 ich łącznego PKB. Szczególnie wielkie rezerwy walutowe trzymają Chiny, które (obecnie) wynoszą już blisko trzy biliony USD, a więc ponad połowę wartości ich PKB.  

Rezerwy te są z reguły nisko oprocentowane (parę lat temu od 1 do 2 %), gdy tymczasem stopa procentowa dla tych krajów jako pożyczkobiorców wynosiła 10-15%. Stiglitz wyciąga z tego, w kategoriach „alternatywnych korzyści”, następujące wnioski: Przyjmując ostrożny szacunek 10 punktów procentowych jako różnicę między tymi dwiema stopami procentowymi, rzeczywisty koszt utrzymywania tych rezerw przez kraje rozwijające się  wynosi grubo ponad 300 mld USD rocznie. To ogromna suma, czterokrotnie większa od udzielanej przez kraje bogatsze łącznej pomocy zagranicznej dla krajów Trzeciego Świata. Jest równa 2% ich PKB. Tyle mniej więcej potrzeba, by osiągnąć Cele Milenijnego Rozwoju, włączając w to redukcję ubóstwa do połowy. Korzyści  tego płyną dla Stanów Zjednoczonych, które dzięki temu, nawet przy dużym deficycie handlowym i wzrastającym zadłużeniu państwa, mogą utrzymywać niską inflację, niską stopę procentową a nawet obniżać podatki.
 
System wzajemnego ubezpieczenia
 
Stiglitz przekonuje, by obecnie tworzone na własną rękę przez poszczególne państwa rezerwy walutowe zastąpić ‘Globalnym Systemem Rezerw’ (GSR). Założenia tego systemu są bardzo proste. Grupa krajów (najlepiej o jak najszerszym, światowym zasięgu) tworzy specjalny fundusz ubezpieczeniowy. W dążeniu do większej stabilności tych rezerw fundusz ten powinien posługiwać się odrębnym, papierowym pieniądzem funkcjonującym wyłącznie pomiędzy państwami członkowskimi. W pewnym sensie fundusz ten łączyłby funkcje MFW i Banku Światowego, tyle że zostałby uwolniony od kurateli Stanów Zjednoczonych.

Stiglitz opisuje go w następujący sposób: Każdy kraj – członek porozumienia - wpłaca co roku określoną kwotę do Globalnego Funduszu Rezerw. Na tej podstawie fundusz  emituje ów ‘globalny pieniądz’ (greenback). Byłyby to aktywa, których kraje członkowskie mogłyby użyć w razie nagłej potrzeby, zamieniając ów globalny pieniądz na dolary, euro lub jeny. Potrzeby mogłyby być różne: „Jeśli kryzys jest wynikiem nieurodzaju, [kraj] może użyć tych pieniędzy na zakupy żywności, jeśli kryzys jest spowodowany przez niewypłacalność banków, może użyć tych pieniędzy na rekapitalizację banków; a jeśli kryzys jest konsekwencją recesji gospodarczej, to może ich użyć do stymulowania gospodarki” (Wizja, s. 273).

W oparciu o składki traktowane jako zabezpieczenie, fundusz rezerw miałby prawo emitować więcej środków niż suma składek – podobnie jak ‘normalny’ system bankowy tworzy nowy pieniądz kredytowy. Część owego zabezpieczenia stanowiłby również, wspomniany wyżej, swoisty podatek nakładany na kraje utrzymujące nadwyżkę handlową. Dzięki temu ów Fundusz mógłby służyć nie tylko jako rezerwa na przypadek nieprzewidzianych kryzysów, lecz także dla finansowania różnych celów rozwojowych, na przykład na zwalczanie nękających Trzeci Świat epidemii AIDS i malarii lub analfabetyzmu (we współczesnym świecie mamy nadal około 700 milionów analfabetów).

W przekonaniu projektodawcy, ów System Globalnych Rezerw mógłby nie tylko rozwiązać problem finansowania globalnych dóbr publicznych, lecz także zademonstrować światu dążenie do sprawiedliwości społecznej. Nadwyżki ponad sfinansowanie dóbr publicznych można by przeznaczać na pomoc dla krajów najbiedniejszych. Byłaby to radykalna zmiana obecnej filozofii MFW, według której bogatsi otrzymują więcej. W czasie kryzysu z końca lat 1990. Stany Zjednoczone skutecznie przeciwstawiły się stworzeniu Azjatyckiego Funduszu Walutowego, czerpią bowiem korzyści z obecnego systemu. Na tej podstawie Stiglitz uważa, że USA mogą odmówić uczestniczenia w GSR. Wtedy reszta świata powinna, zdaniem Stiglitza, tworzyć nowy system bez ich udziału. Prawdopodobnie opór USA słabłby w miarę kurczenia się waluty rezerwowej lokowanej w dolarach.

Kwestią skomplikowaną jest sposób zarządzania takim funduszem. Stiglitz kreśli tylko wstępny zarys jako podstawę do dalszej dyskusji. Możliwe są tu dwie przeciwstawne sytuacje. Jedna to stworzenie „specjalnego funduszu zaufania” pod egidą Narodów Zjednoczonych. A gdy to stałoby się niemożliwe, można by powołać nowy organ działający poza istniejącymi strukturami.

W tak pomyślanym systemie, nawet operacje podobne do obecnie znanych nabrałyby innej treści. Na przykład, w przypadku zaatakowania waluty danego kraju przez kapitał spekulacyjny, obecnie kraj ten broni się podtrzymując jej kurs zakupami na rynku pieniężnym własnej waluty za walutę obcą stanowiącą rezerwę. Również w nowym systemie wzajemnego ubezpieczenia takie operacje byłyby konieczne. Ale kraje członkowskie Funduszu mogłyby sobie narzucić pewien ‘oficjalny’ kurs wymiany dla globalnego pieniądza, na przykład średni z ostatnich trzech lat, a nawet ustalić ścisłe warunki, w których konwersja byłaby dozwolona. Uniknięto by w ten sposób przynajmniej części strat wynikających z paniki towarzyszącej kryzysom finansowym.

W dłuższej perspektywie, tak pomyślany system sprzyjałby stabilizacji gospodarki. Obecnie rezerwy utrzymywane są głównie w postaci amerykańskich obligacji dolarowych. Stany Zjednoczone są więc krajem rezerwy walutowej. Oznacza to ich coraz większe zadłużenie prowadzące do osłabienia dolara, czyli spadku wartości tych rezerw. W tym  systemie rezerw tkwi zatem logika samounicestwiająca. Dlatego część krajów zaczyna trzymać rezerwy w euro. Ale po pewnym czasie i ta waluta ulegnie procesowi osłabienia, zmniejszając wartość waluty rezerwowej. Globalny pieniądz byłoby łatwiej uchronić przed utratą wartości pieniądza, a więc i zagrożeniem jego płynności1.

Zbyteczne wydaje się zapewnianie, że dla obecnej chwili jest to projekt tak śmiały, że może być dezawuowany jako mało realistyczny. Jednakże sytuacja gospodarcza świata jest  wysoce niepewna. Obecny kryzys, choć nazywany jako „globalny”, dotknął przede wszystkim kraje wysoko rozwinięte, które potrafiły skorzystać z niekonwencjonalnych, a może nawet do niedawna niewyobrażalnych, narzędzi. Nie można więc wykluczyć, że kolejne załamanie równie boleśnie dotknie także kraje Trzeciego Świata, stawiając projekt Stiglitza na porządku dnia. Inicjatorami mogą się stać takie potęgi, jak Chiny, Indie, albo grupa krajów południowoamerykańskich (...)