ImageRóża Luksemburg, jedna z nielicznych Polek znanych na całym świecie, której myśl przykuwa uwagę kolejnych pokoleń i łączy się z perspektywami nowoczesnego społeczeństwa zjednoczonej Europy. Orędowniczka samorządności, demokracji u podstaw, polityki sprawiedliwości i równości dla wszystkich, obrończyni tolerancji i akceptacji różnorodności – czy nie mogłaby z powodzeniem występować dzisiaj na wiecu alterglobalistów? Zdeklarowana przeciwniczka wojny, przemocy, rozlewu krwi – jakże byłaby słuchana i oklaskiwana wszędzie tam, gdzie protestuje się przeciwko zbrojnym najazdom, rozwiązaniom siłowym, puczom i zaborom. Znakomita mówczyni, operująca sugestywnym językiem, bezkompromisowa w formułowaniu sądów i przenikliwa w stawianiu diagnoz – czy nie byłaby głosem sumienia społeczeństw cierpiących na uwiąd wrażliwości i samokrytycyzmu?

 Róża przestrzegająca przed demonami nacjonalizmu – kto odważyłby się po doświadczeniach pierwszej i drugiej wojny światowej zakwestionować jej wielki lęk? A jednocześnie, czego nie wolno pomijać, Róża wzbudzająca sprzeciw utopijną wiarą w internacjonalizm, proletariat, wyższość ideałów społecznych nad narodowymi, Róża postrzegająca dążenie do niepodległości jako zastępcze w stosunku do potrzeb socjalnych – Róża, która do dzisiaj budzi niechęć zwłaszcza tych, którzy nie zadali sobie trudu, aby poznać kontekst i rzeczywiste przyczyny takiego jej stanowiska. Róża niejednokrotnie osamotniona, porzucana przez oportunistycznych lub krótkowzrocznych współpracowników, Róża, która walczy do końca i ginie – paradoksalnie – nie za swoje błędy. Żydówka, Polka, działaczka niemieckiej i polskiej socjaldemokracji, kobieta, kochanka, przyjaciółka, miłośniczka roślin i zwierząt, nietuzinkowy człowiek – najlepiej obroni się sama. Oddajemy jej głos w przeświadczeniu, że warto poznać jej tok rozumowania. Walczyła o taką możliwość, widząc w swobodnej wymianie myśli najlepszą broń przeciwko ignorancji. Wspieramy ją w tym dążeniu, tym bardziej, że zapłaciła za nie cenę najwyższą – okrutnej śmierci.

Tajemnice Róży. O niej samej pisano dużo i – nierzadko – źle. Bywało, że brano ją na sztandary spraw, z którymi się za życia nie zgadzała. Została założycielką Niemieckiej Partii Komunistycznej, lecz zginęła zanim ta partia powstała.

Uczyniono ją ikoną międzynarodowego proletariatu, ale jego historycznie najbardziej prominentni przedstawiciele – Lenin i Stalin zaindeksowali prace teoretyczne Róży posługując się wrednym terminem „luksemburgizmu”, rzekomo zawsze tożsamym z błędem. Ów błąd skazywał autorkę na odosobnienie, choć czynił ją zarazem niebezpiecznie fascynującą. Również po śmierci postać Rozalii Luksemburg zachowała dwoistość, która tak ciekawie charakteryzowała ją za życia. Przeciwniczka rozlewu krwi nie wahała się uznać odwagi Lenina, który wziął władzę siłą. Zarazem natychmiast, z proroczą przenikliwością, wytknęła leninowskiej partii brak demokratyzmu, zapędy dyktatorskie i lekceważenie mas pracujących. Dostrzegając pazerność i grabieżczą istotę kapitalizmu, Róża odrzucała pomysł zakwestionowania podstaw demokracji – przeciwnie, uważała ją za nieodzowną dla wyłonienia prawdziwej reprezentacji ludowej. Wierząc w proletariat i jego obiektywnie dziejową misję, odrzucała tezę Marksa, a potem praktykę Lenina o wnoszeniu świadomości klasowej z zewnątrz przez warstwę inteligentów; sama – poniekąd – należąc do grupy „zawodowych rewolucjonistów” protestowała przeciwko zawłaszczaniu przez ów klan reprezentacji robotników. Idea strajków masowych, podniesionych do sprawczej funkcji kreowania przeobrażeń społecznych, w tym zmiany systemu społeczno-gospodarczego, zbliżała ją w oczach tradycyjnych socjaldemokratów do anarchistów. Nieprzejednana przeciwniczka kapitalizmu Róża dostrzegała w kształtującym się pluralizmie partyjnym gwarancję wolności. Jej słynna maksyma o tym, że „prawdziwa wolność oznacza wolność dla mniejszości” do dzisiaj nie straciła na znaczeniu; przeciwnie – jest równie aktualna, a może jeszcze bardziej, zważywszy na techniki tłumienia wolności, które od początków wieku XX w. zostały równie udoskonalone jak maszyny liczące.

Róża była Żydówką i nigdy się swego pochodzenia nie wyparła. Jednocześnie konsekwentnie używała polskiej wersji pisowni swego nazwiska (jej rodzona siostra używała formy Luxemburg). Niejednokrotnie twierdziła i dawała temu świadectwo, że mickiewiczowski nakaz „mierzenia sił na zamiary” stanowi drogowskaz życiowych ambicji. Była wiec polską Żydówką, a kiedy trzeba – Polką i zarazem kosmopolitką w nieobciążonym pejoratywnym aspektem znaczeniu, pozwalającym jej zapomnieć o traumie, jaką przeżyła w dzieciństwie na

warszawskich ulicach ogarniętych antysemickim amokiem (1881 r.). W latach wojny, a następnie w okresie powojennym, w Niemczech utrwali się antysemicki mit o Żydach, którzy wbili nóż w plecy dzielnej armii niemieckiej. Wśród podstępnych winowajców znajdzie się – co nie dziwi ze względu na jej nieustępliwą, antywojenną działalność – Róża Luksemburg.

Nasza bohaterka to jedna z nielicznych kobiet ze stopniem naukowym doktora. Dla Polek w latach 80-tych XIX w. taki awans był niecodzienny. Autorka prac naukowych, w tym ważnej teoretycznej analizy z dziedziny ekonomii, którą studiowała – „Akumulacji kapitału”, wykładowczyni procesów gospodarczych w szkole partyjnej SPD, interlokutorka Bebla, Kautskiego, Jaurésa, Plechanowa – intelektualnej czołówki międzynarodowego socjalizmu, traktowana z uznaniem i bardzo serio w tym męskim świecie, zwłaszcza jako przeciwniczka, choćby Lenina; po klęsce SPD w wyborach wskazała na siebie jako „na ostatniego prawdziwego mężczyznę w socjaldemokracji niemieckiej” i trudno było nie przyznać jej racji. Samodzielność poglądów i charakter niejednokrotnie skazywały ją na odosobnienie.

Róża samotna - gdy w 1905 r. w Jenie odrzucono jej radykalne postulaty strajków masowych, i później, gdy wstrzymano jej teksty w „Vorwärts” (Naprzód), a Karol Kautsky z sojusznika przemienił się w krytyka i ideowego pogromcę. Róża wielokrotnie doświadczała braku zrozumienia, ale też jej bezkompromisowość coraz bardziej oddalała ją od mieszczańskiej zachowawczości przywódców SPD. Nieco przeciw sobie – bowiem zawsze była zwolenniczką pozostawania jak najdłużej w strukturach partii, mającej stosowną siłę i możliwości politycznego oddziaływania – Róża, wraz Liebknechtem i Mehringiem nieuchronnie zmierzała do stworzenia nowej formacji, za co krytykowała bolszewików. Paradoksalnie w największe odosobnienie popadła w apogeum tej inicjacji, gdy Zjazd Spartakusowców zdecydował o zbrojnym powstaniu w Berlinie, a Róża bezskutecznie wskazywała na szaleństwo decyzji, za którą ostatecznie – niewinna – zapłaciła męczeńską śmiercią.

Róża – kobieta, otoczona przez mężczyzn, widziana ich oczami i wyłamująca się ze stereotypu towarzyszki charyzmatycznych samców; to ona przyciągała ich, wybierała i porzucała. Szalejący z zadrości Jogiches-Tyszka, rojący o pojedynku z rywalem (dużo młodszym od niego i Róży) i subtelny Hans Diefenbach, piszący poetyckie listy do uwięzionej wybranki młodzieńczych zapałów. Gdy polegnie na którymś z frontów strasznej wojny, Róża uświadomi sobie nieuchronny upływ czasu. Kostia Zetkin , syn przyjaciółki-współbojowniczki o prawa kobiet, Klary, i elegancki Paul Levi, adwokat, który zajmie się spuścizną pisarską Róży Luksemburg. Zapewne, istnieli również inni (Klaus Kautski?), przyciągani niezwykłą aurą intelektualnego erotyzmu. Ktoś trafnie napisał, że Róża była bardziej pożądana, niż pożądała, co nie czyniło jej życia intymnego ani odrobinę uboższym. A przecież o jej widocznych wadach fizycznych plotkowano kąśliwie i bezpardonowo: wielka głowa, krzywe biodro i noga, na którą utykała. Wystarczy jednak przyjrzeć się niektórym fotografiom, by odkryć niezaprzeczalny dar kobiecości, który skojarzony z niebanalnym umysłem pozwalał jej zdobywać partnerów dużo młodszych i pięknych cieleśnie.

Róża – miłośniczka zwierząt i roślin, w ostatnich latach życia traktująca bardzo fachowo swoje hobby (prowadzi w więzieniach zielnik, w którym systematyzuje gatunki); towarzysząca jej w berlińskim mieszkaniu kotka Mimi staje się adresatką najitymniejszych zwierzeń. Przelane na papier listowy budują korespondencję Róży – w części zachowaną i wydawaną, która niewątpliwie ma walor literacki. Ważniejsza jednak od kunsztu języka jest szczerość tego pisania, ujawniająca niepospolitą osobowość. Róża, będąc KIMŚ za życia, nie straci siły oddziaływania również po śmierci. Lecz zanim umrze,

Róża wielokrotnie zostanie więźniarką. Najdłużej w 1913/14, a następnie 1915 aż po październik 1918 r. Dwa z tych zakładów karnych – w zamku-twierdzy we Wronkach pod Poznaniem i we Wrocławiu – paradoksalnie pomnażają „polski” epizod w życiu Róży; ucieka z Warszawy do Zurichu w wieku 17 lat, by powrócić na niespełna 6 miesięcy w przedostatni dzień 1905 r.

Rok wcześniej odbędzie karę blisko trzech miesięcy więzienia za obrazę cesarza Wilhelma II. Aresztowana w marcu 1906 r. przejdzie więzienie na Pawiaku, a następnie znajdzie się wraz z Jogichesem-Tyszką w X Pawilonie Cytadeli Aleksandryjskiej. W 1918 r., zaledwie 10 tygodni po wyjściu na wolność, bestialsko zamorduje ją niejaki Pabst (Papież), podoficer Freikorpsu, a jej zwłoki zostaną wrzucone do jednego z berlińskich kanałów.

Próby anihilacji Róży powtórzą się po jej śmierci niejednokrotnie, w wymiarze symbolicznym. Przypomnijmy polski epizod, ze schyłkowego okresu październikowej odwilży drugiej połowy lat 50-tych. Kolejny tomik biblioteki „Po prostu”, pisma wielce zasłużonego dla odkrywania „demokratycznego socjalizmu” miał zawierać tłumaczenie „Rewolucji rosyjskiej 1918 r.” autorstwa Róży, ze wstępem Juliana Hochfelda, wybitnego polskiego socjalisty. Zimny podmuch wiatru historii sprawił, że typograficzny skład tekstu został rozsypany i fundamentalna praca Róży nie ukazała się. Była bowiem zanadto oskarżycielska tak wobec ówczesnych stosunków w Polsce, jak i – zwłaszcza – w Związku Radzieckim. Blisko 60 lat po śmierci Róża mówiła o braku demokracji i partykularnych interesach biurokratycznych rządzących elit. Mówiła w sposób niedopuszczalnie oskarżycielski, co znowu miało ją strącić w pozorny niebyt. Trudno bowiem nie zauważyć, że mimo wysiłków, nie udało się to i nie uda - nikomu.

Dlatego nie ma wielkiego znaczenia fakt, że w ramach dekomunizacji odjęto Róży w Polsce ulice i place, pozbawiono imiennego patronatu nad fabrykami, które zresztą także fizycznie przepadły. Ignorancja, każąca widzieć w Róży „komunistkę” typu stalinowskiego, obraźliwa dla jej pamięci, daje marne świadectwo zwolennikom takiego „poglądu”. Myśl Róży nie zostanie rozdeptana przez bezmyślne nosorożce nacjonalistycznego patriotyzmu, wiary w wolny rynek i jarmarcznego boga. Im bardziej jest atakowana, tym lepiej ukazuje swoją wartość. I mimo wszystkich złudzeń, jakim ulegała, a może właśnie dla nich, osadzona w konkretnej historii drobna kobieta wydaje się bardziej wiarygodna i prawdziwa niż pozorne autorytety doby współczesnej. Pośmiertne zwycięstwo Róży nie ulega dyskusji, choć ona sama jest kwintesencją dyskusji – nad sobą i otaczającym człowieka światem.

Leszek Lachowiecki


 Źródło:


Forum Klubowe, nr 5 – 6 (59 i 60) 2011 r. Tekst powyższy jest wstępem do podpowiednika wystawy, zrealizowanej przez Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Warszawa w Europie wespół z Fundacja im. Róży Luksemburg, zatytułowanej „Czerwona Róża – Impresja o Rozalii Luksemburg w 140 rocznicę urodzin”. Warszawa, ul. Floriańska – wrzesień/październik; Wrocław – przed Synagogą pod Białym Bocianem, - październik/listopad 2011. Wersja elektroniczna wystawy -   www.czerwona-roza.pl