ImagePrzyuczenie przez naukową literaturę przedmiotu i wielkonakładowe  media do rozpatrywania totalitaryzmów jedynie w ich wersjach państwowych może skutkować samoobroną umysłu przed punktem widzenia innym niż oficjalny. Określenie „totalitaryzm  gospodarki wielkokorporacyjnej” może się wydawać tak samo dziwne i nieuzasadnione, jak mogą zaskakiwać wywody na temat totalitaryzmu teokratycznego lub religijno-kościelnego, o którym traktuje pierwsza, jeszcze nie opublikowana część niniejszego szkicu (1).
 
1. Siła niedomyśleń i myślowych zahamowań. Podobnie ma się sprawa z porównywaniem systemu gospodarki wielkokorporacyjnej do gospodarczego centralizmu w stylu radzieckim. Do nielicznych wyjątków należą autorzy, którzy - jak Noam Chomsky – mówią jednoznacznie i dobitnie o tym, że minione stulecie oprócz totalitaryzmów typu hitlerowskiego i stalinowskiego stworzyło potężny rozkwitający na naszych oczach totalitaryzm budowany przez państwa ponadterytorialne, czyli wielkie korporacje i koncerny (2).  Chociaż odkrycia tego dokonuje wiele osób samodzielnie i choć słyszy się dość często, nie tylko w Zachodniej Europie, sformułowania takie jak „totalitaryzm neoliberalny” lub „globalny totalitaryzm korporacyjny”,  ciągle jeszcze częstą reakcją na takie stawianie sprawy bywa wrażenie, iż  chodzi tu tylko o emocjonalnie dosadną przenośnię.

Trudności wynikają  głównie stąd, że oficjalny dyskurs nie tylko zaniedbuje, ale i stara się zacierać nieporęczną politycznie świadomość,  w jak wielkim stopniu owe państwa ponadterytorialne decydują o życiu jednostek  i społeczeństw, włącznie  z  działaniami polityków i sposobem funkcjonowania  kultury. Odnosi się to także do totalnej władzy, którą sprawują nad nami ponadnarodowe instytucje  gospodarcze takie, jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa  Organizacja Handlu.  Ich rola pośrednicząca między aparatem państwa a wolą państw  ponadterytorialnych również ulega zafałszowaniom.

Mimo faktycznego, choć nieformalnego, ocenzurowania całej oficjalnej wiedzy na temat  podstawowych zagadnień gospodarczo-społecznych znaczna liczba mieszkańców Europy ma względnie jasną świadomość faktu, że ponadnarodowe gremia decydują za nas  w najważniejszych kwestiach politycznych i że tym samym demokracja  w wielu krajach staje się bliska fikcji. Ze znacznie większymi oporami  uświadamiamy sobie rzeczywisty zakres, w jakim potrzeby i dyrektywy światowych grup nacisku są uwewnętrzniane przez ludność Globu. Trudna, w szczególności, jest refleksja nad tym, w jak wielkim stopniu nieustanna wszechstronna edukacja przez wielkie  media i niezliczone fabryki myśli wypiera niezależną oświatę  i samodzielną obserwację rzeczywistości. W jak ogromnej mierze to, co się jawi człowiekowi jako jego własna i naturalna postawa wobec świata, jako oddziaływanie rozwoju kultury lub wynik  niezależnych badań naukowych, jest planowo wypracowywanym efektem  ideologicznej ofensywy ostatniego dwudziestolecia.

Na kwalifikację panującego systemu wpływa także niedostatek namysłu nad jego wpływem na człowieka.  Nad tym, że obecna trudna do przeoczenia rekonstrukcja najprymitywniejszych wzorców człowieczeństwa jest wynikiem wszechobecności nie czego innego, jak właśnie owej ideologicznej edukacji, wszędzie obecnej. Że człowiek bezmyślny, bezkrytyczny, społecznie bierny i bezwzględny w swej infantylnej  zachłanności, a wynoszony do rangi jedynej możliwej realizacji ludzkiej natury jest produktem systemu doskonale odpowiadającym jego egzystencjalnym zapotrzebowaniom. I że, wreszcie ten odnawiany człowiek podobny do tego, którego niedorosłość i moralny prymitywizm starało się przezwyciężać  osiemnastowieczne Oświecenie, nie odradzałby się tak szybko w systemie  tolerującym kulturowy pluralizm.

2. Wszystko, co się może przydać. Niewiele jest dóbr na świecie -materialnych, kulturowych i społecznych - które nie byłyby przydatne do pomnażania władzy i kapitału.  Niewiele jest też dóbr  takich, których nie dałoby się zawłaszczyć, gdy dysponuje się odpowiednio wielkimi pieniędzmi. A że za nagromadzone na największych kontach bankowych pieniądze można już kupić cały niemal glob, nic dziwnego, że  jego zawłaszczyciele traktują ludzkość jak swoich poddanych, niezbyt rozgarniętych i potrzebujących nadzoru. Po części jak pasożytów i przestępców, po części jak  dzieci - przynajmniej potencjalnie - niesforne. Spraw, o których superbogacze oraz - nieosobowo - ich system gospodarczo-polityczny decydują za miliardy tak traktowanych jednostek, nie sposób wyliczać inaczej niż w najogólniejszym streszczeniu, a decyduje się za nas między innymi:

O stylu życia, by było ono raczej maksymalnie konsumpcyjne i pracowite niż nastawione na działalność  publiczną. O działalności publicznej,  by preferowała raczej powierzchowny feminizm niż sięgającą ekonomicznych korzeni polityczną, rodzinną i zawodową emancypację kobiet, a polityczno-gospodarczego uwłaszczania ludności nie dotyczyła w ogóle. O myśleniu poznawczym, by było raczej  konkretne, cząstkowe, emocjonalne i subiektywne niż ogólne, abstrakcyjne  i oparte na argumentach.  O poglądach politycznych, by nie wykraczały poza świat dzisiejszy jako najlepszy z możliwych i jedynie możliwy. O pojmowaniu tolerancji, by  uchodziła za główną zaletę ludzi, a była przy tym  zawężona do sposobu reagowania na inność, w oderwaniu od zagadnień nędzy, ogłupienia i wyzysku.  O pojmowaniu kultury, by o jej wartości i popieraniu decydowała jej polityczna poprawność, sztampowa łatwość i finansowa opłacalność. O  nastawieniach estetycznych, by były otwarte, czyli zdolne zmieniać się codziennie wedle potrzeb reklamy i najtańszej produkcji towarów. O opiniach na rozrodczość, obyczajowość i pornografię,  by generowały maksimum delektacji, oburzenia i skrajności - na potrzeby medialnego rynku.  O   przestępcach i przestępczości,  byśmy mówili o nich chętniej niż o przemocy politycznego systemu.  O biedakach i nędzarzach, by nie zasługiwali na sympatię i solidarność. O ideologiach dozwolonych i niedozwolonych oraz o tym, co do ideologii trzeba i można zaliczać.  

O poziomie nauczania w szkołach i prywatyzacji szkół,  by nie zaburzały hierarchii zysków w światowym handlu. O patentach i ich realizacji, by nie niosły szkody najbogatszym ich posiadaczom. O rozwoju programów komputerowych, by nie były przejmowane przez    niezależnych twórców. O  pracy społecznej, by nie konkurowała z zyskowną działalnością wielkich koncernów.  O prawie autorskim do tekstów i wszelkich utworów artystycznych, by zwiększało korzyść  ich największych dystrybutorów.   O   uprawie maku i konopi oraz handlu narkotykami, by nie stanowiły niekontrolowanej konkurencji.  O kształcie ruchów ekologicznych, by nie utrudniały życia producentom energii i samochodów. O  zapobieganiu epidemiom i pandemiom, by nie szerzyły się w sposób dla kapitału nieużyteczny. O  służbie zdrowia, emeryturach, rentach i zasiłkach, by służyły  zyskowi największych usługodawców. O bezrobociu i ubóstwie, by obniżały cenę pracy. O wiedzy o świecie, by nie wykraczała poza tę, której potrzebuje przeciętny pracobiorca w tej swojej roli. O niewprowadzaniu dochodu bezwarunkowego, by nie tworzył wielkich mas ludzkich zdolnych do niezależnego myślenia i działania. Mówiąc krótko, przy pomocy tysięcy centralnie wzmacnianych bodźców i antybodźców zawłaszczyciele Planety  decydują tyleż o jej eksploatacji, co o naszym psychicznym i umysłowym wnętrzu (3).

Zawłaszczając wszystko, decydują również o wszystkim, co wzmacnia, poszerza  i utrwala  ich władzę.  Głównie zatem o takiej roli państwa, by nie mogło zostać przejęte przez mieszkańców kraju.  By nie tylko pilnowało preferowanych ideologii i polityczno-ekonomicznych  światopoglądów, lecz także pomagało w tworzeniu prywatnych armii  i sił policyjnych, mogących operować globalnie. Tajne i przenośne więzienia wpisują się całkowicie, wraz z prywatyzacją więzień, w tę globalną strategię - globalizacji zarządzania strachem i terrorem. Bez niego - mimo posiadania wielkich mediów - zarządzanie ideologiczną perswazją byłoby  o wiele trudniejsze, zwłaszcza w krajach poza metropoliami, gospodarczo i strategicznie ważnych.       

W sumie: regulacja wszystkiego, na czym wielki kapitał może zarobić albo stracić, oraz - oczywiście - tego,  co może mieć wpływ na funkcjonowaniu systemu. Walka, zresztą, o stawkę  wielką jak nigdy, bo o tytuł własności do całości świata. Tym samym - o władzę pośrednio i bezpośrednio już obecnie prawie totalną, podobną w swej zachłanności do regulacyjnych ambicji Kościoła w  czasach  jego najbujniejszego rozkwitu. O władzę  sięgającą  nieporównywalnie dalej i głębiej niż centralizm gospodarczy dawnego Związku Radzieckiego.

3. Wyzuwanie z możliwości a pasywizacja przez kulturę. Totalizacja władzy, osiągana naciskami ideologicznymi, nakazami, zakazami i komponentą terroru, bywa  uważana niekiedy za swego rodzaju  siłę wyższą, z którą z konieczności trzeba się godzić. Także jednak przy takim rezygnacyjnym podejściu warto chyba jeszcze myśleć o tym,  w jak wielkim stopniu totalizacja ta oznacza  kurczenie się możliwości rozwojowych  zbiorowości i jednostek: kiedy całość życia zostaje podporządkowana pożytkowi najsilniejszych, trudno się spodziewać, by wszystkie inne pożytki nie marniały, choćby z racji  nieuniknionego zaniedbania; mimo nagromadzenia na Ziemi ogromnych środków finansowych i technicznych, podstawowe zadania stojące przed ludzkością stają się wówczas beznadziejnie trudne. Trudno marzyć nie tylko o zapobieganiu wojnom, ale też o rzeczy tak finansowo taniej, jak  likwidacja głodu i nędzy. Utopią zaczynają być sprawy traktowane do niedawna jako wprawdzie niełatwe, lecz realne, jak powszechna opieka  zdrowotna i skuteczniejsze opóźnianie dewastacji ekosfery.

Tym bardziej irracjonalną utopią staje się konieczne dla demokracji upodmiotowienie gospodarcze szerszych kręgów ludności oraz wciąganie ich w ochotniczą pracę  proekologiczną lub socjalną. Także samoobrona ludności przed manipulacją, ogłupianiem i  przemocą  szeroko rozumianych służb porządkowych niewielkie ma szanse na realizację, gdy we wszystko ingerująca zasada maksymalizacji zysku największych podmiotów gospodarczych zżera zaczątki lub resztki samostanowienia.      

Nie ma demokracji bez wolnych wyborów do władz państwowych  i wszelkich innych gremiów decydujących o losie ludności. Jednakże nie jest powiedziane, że najstaranniej nawet przeprowadzone wybory staną się przez spełnienie tego koniecznego warunku czymś więcej niż fikcyjnym rytuałem. I nie mogą być czymś innym niż fikcja wszędzie tam, gdzie o zwycięstwie kandydata decydują potężne kampanie wyborcze, jakich nie potrafią sfinansować  nie tylko ubogie, lecz i  średniozamożne warstwy społeczeństwa. Poza tym, jeśliby nawet problem ten został całkowicie  w demokratycznym duchu rozwiązany, najbardziej demokratyczne wybory niewiele by dały tak długo, jak długo władzom państwowym, skrępowanym odgórnymi dyrektywami i ideologicznym terrorem, nie wolno organizować gospodarki wedle potrzeb społeczeństwa. Będzie jeszcze o tym wszystkim mowa, niestety z braku miejsca, jak i o pozostałych sprawach, szkicowo.

Fikcja społeczeństwa otwartego, czyli zdolnego do przemian  i rozwoju, czyni fikcyjną również znaczną część praw człowieka. Nie  tylko prawa obywatelskie, lecz także – i przede wszystkim – prawa kulturowe, ekonomiczne i socjalne (4).  Trudno mówić o prawach socjalnych tam, gdzie - jak w Polsce -  wszelkiego rodzaju zasiłki dla potrzebujących są głodowe i przyznawane na krótki okres, a do takiej właśnie sytuacji zmierza wyraźnie wiele krajów świata. Albo jeśli, jak choćby w bogatych Niemczech, biedniejsi nie mogą sobie pozwolić na konieczne lekarstwa, aparaty słuchowe i protezy dentystyczne, a tym bardziej na miejsce w domu starców. Trudno mówić o prawach ekonomicznych, gdy braku pracy nie równoważy ani dochód bezwarunkowy, ani realna możliwość samodzielnej działalności gospodarczej. Choć dozwolona i urzędowo  popierana,    działalność taka,  to znaczy drobnego lub średniego przedsiębiorcy, przegrywa z konkurencją wielkich korporacji niejako zgodnie  z planem:  wedle bodźców dostosowanego do ich potrzeb, rzekomo wolnego,  rynku. Jakże też mówić o prawach człowieka, gdy niezliczone rzesze pracowników prywatnych   przedsiębiorstw są wyzyskiwane bardziej niż niewolnicy w starożytnym Rzymie! Łamanie ekonomicznych i socjalnych praw człowieka w tak zwanym realnym socjalizmie zasługiwałoby w tym aspekcie na zupełnie nowe spojrzenie.

I wreszcie, prawa kulturowe, godne uwagi w wielu aspektach. Nie tylko w aspekcie zbyt wąskiego często dostępu do kultury. Sprawą tak samo kardynalną jest naruszane i łamane owych praw przez złą jakość kultury, a ściślej, przez wmuszenie ludziom kultury niezgodnej z ich najżywotniejszymi interesami. Kultury, która zamiast człowieka rozwijać cofa ludzkość w jej rozwoju umysłowym i moralnym. Nie jest przy tym prawdą twierdzenie, że za ogłupiające oddziaływanie serwowanej przez wielkie media tak zwanej kultury masowej odpowiada całkowicie komercjalizacja owych mediów. Istotną część prawdy stanowi przemyślana globalna polityka kulturalna zarówno  samych  mediów, jak i niezliczonych  fundacji (5) oraz tak zwanych fabryk myśli (6) wprzęgających odpowiednio preparowaną  kulturę do zadań politycznych. Polityczna pasywizacja ludności w duchu tittytainmentu  należy do funkcji podstawowych takiej kultury i dlatego właśnie tak mało w niej elementów kultury wysokiej, także w porównaniu do totalitaryzmów wcześniejszych: przywiązywanie przez owe systemy większej wagi do czynnego poparcia mas  kazało im wiązać  swoje ideologie z kulturą inteligencką opartą na dyskursie.

Nad akomodacją kultury, łącznie z nauką i filozofią,  do zapotrzebowań światowej hegemonii pracują - za wielkie pieniądze -uczeni o największych nazwiskach. Sławne ich stowarzyszenia, w rodzaju Mont Pelerin Society, przysparzają im dodatkowego autorytetu (7). Globalna sieć ośrodków naukowo-badawczych i propagandowych wypracowujących wzorcze modele nauki i kultury odbiera prawom kulturowym  istotną część ich sensu. Prawo do korzystania z owoców  kultury i nauki - powiedzmy to otwarcie  - zakrawa na kpinę, gdy efektem ich spożywania jest zniewolenie i degeneracja.  Także w aspekcie dostępu do wiedzy o świecie sprawa praw kulturowych przedstawia się podobnie: kiedy fikcja uznana za świat rzeczywisty stanowi główną przestrzeń jego percepcji, prawo do informacji, choćby formalnie kultywowane, staje się fikcyjne i bezużyteczne; homo americanus i sovieticus podają sobie dłonie, podobnie nieprzeczuwający bogactwa i złożoności życia; jeden i drugi łatwo ulegający obowiązującej filozofii, wedle której infantylna nienasycona i bezwzględna chciwość tworzy jedną jedyną i niezmienną naturę ludzką.
 
3. Totalitaryzmu wielkokorporacyjnego prehistoria i przyczyny. Również na przykładzie genezy tego systemu  widać jasno, że totalitaryzmy rodzą się z niczego, czyli z próżni. A ściślej,  z wolnego miejsca, do którego zajęcia prą siły zdolne wypełnić je w całości dzięki brakowi silniejszego przeciwdziałania. Sprawa ma się tu podobnie jak z ekspansją plennych gatunków roślin lub zwierząt, które wkroczywszy na nowy teren  bez silnej dla siebie  konkurencji i naturalnych wrogów rozwijają się pandemicznie, tworząc w wyniku swej dominacji nowe porządki koegzystencji,  ograniczające  uprzedni - mniejszy lub większy - pluralizm. W życiu ludzi akumulacja i koncentracja kapitału przygotowuje grunt dla takich procesów od dawien dawna. W Europie, w każdym razie, z  wielką przerwą wywołaną upadkiem imperium rzymskiego,  od ponad dwóch tysięcy lat. Znacznie dłużej niż się zwykło przyjmować w pracach nad historią kapitalizmu (8).

Negatywne skutki nadmiernej koncentracji własności i hipertrofii kapitału finansowego były znane już dość dobrze w starożytnym Rzymie.  Jak wiadomo z nauki szkolnej, jedną z ważnych przyczyn starań braci Grakchów o reformę rolną było ubożenie chłopów przegrywających w konkurencji z wielką własnością ziemską.   W czasach rozkwitu cesarstwa skupienie ziemi w rękach niewielu wielkich posiadaczy ziemskich niepokoiło także z powodu negatywnych konsekwencji dla produkcji rolnej. Dekoncentracyjne regulacje prawne niektórych cesarzy wynikały z zaobserwowania tych zależności.

Podobnie, potężniejący wraz z rozwojem imperium handel pieniędzmi i rosnąca władza spekulantów powodowały pauperyzację chłopów i innych grup ludności już w czasach republiki. Zjawiska te przyczyniały się i do destrukcji republikanizmu, i do ograniczenia swobody poczynań poszczególnych polityków. Brzemienny w skutki był także  konflikt potrzeb państwa  i imperium  z późniejszym zespoleniem najszerszego zawłaszczania z władzą cesarską. Zespolenie to, owoc zaniku tradycji demokratycznych i republikańskich,  przybrało monstrualne  rozmiary już za skądinąd pomyślnego panowania  cesarzy z  dynastii Antoninów. Łącząc absolutną władzę z  niewyobrażalnie wielkimi bogactwami, osiągnęli pewien ideał: idealną unię personalną zawłaszczania i politycznego władania,  jakiej  rządzącym i kapitałowi  nie udawało się stworzyć przez wiele następnych stuleci. Ironizując można powiedzieć, iż konflikt między polityką państwa i politycznymi potrzebami  skoncentrowanego kapitału został w ten sposób przezwyciężony wzorczo dla naszych czasów.    

Nie inaczej niż dzisiaj, w epoce rozkwitu cesarstwa symbioza władzy państwowej z władzą skoncentrowanego kapitału owocowała deregulacją transakcji finansowych. Ogromne obszary pracy produkcyjnej i usług stawały się destrukcyjnie nierentownymi. Podobnie też jak w naszych czasach, zanikał związek między bogaceniem się a działaniem pożytecznym dla zbiorowości. Szacunek dla ludzi użytecznych ustępował prestiżowi opartemu na bogactwie. Nie wykluczone, że również te gospodarcze i społeczne konsekwencje koncentracji kapitału należały do głównych, choć nie od razu widocznych i trudniej uchwytnych, przyczyn upadku państwa i imperium rzymskiego.

Zjednoczenie tronu z  kapitałem finansowym ma dla tronu między innymi tę zaletę, że uwalnia od konkurencji z żywiołem ze swej natury bardziej witalnym. Z żywiołem nie tylko żądnym panowania, ale też  - między innymi przez wypracowaną specjalizację – znacznie obrotniejszym i szybszym. Walka  Kościoła w Średniowieczu i później z lichwą i bankami Żydów była między innymi reakcją na tę przyrodzoną różnicę zwinności w konkurencji do zawłaszczania, dzieląca władzę instytucji od władzy pieniądza. Że w walce tej na pierwszy plan wysuwały się argumenty moralne Kościoła, a nie jego własne pokusy do handlu pieniędzmi,  jest sprawą w  pełni zrozumiałą.

Władza handlarzy pieniądza rosła w ciągu wieków i malała w   zależności od politycznej aktywności społeczeństwa i władz państwowych. To jedna z głównych tez  niniejszego szkicu.   Zmalała, na przykład, gwałtownie w dwunastowiecznej Anglii  za Henryka I Beauclerca. Nie bez znacznego nakładu właściwej sobie energii, wiedzy  o świecie i pomysłowości, monarcha ten  całą gospodarkę finansami poddał państwowym regulacjom i sądowej  kontroli. Można w tym widzieć -  nie inaczej niż w swoistości panowania owych bajecznie bogatych cesarzy rzymskich - również pewien ponadczasowy model. Wzorzec skutecznego ograniczania spekulacji finansowych przez politykę.   

Na drugim niejako biegunie sytuuje się, w wiekach siedemnastym i osiemnastym,  nieskrępowane i totalitarne niemal panowanie kapitału w Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Był to kapitał w zasadzie handlowy, ale i finansowy, a działał,  jak wiadomo, na terenie Indii, Azji Południowo-Wschodniej i na Dalekim Wschodzie. Dzięki poparciu brytyjskiego państwa, i niesprawności miejscowych struktur władzy,  rozwój  tej superkorporacji był tak bujny, jak wspomniana wyżej ekspansja szczególnie plennych roślin uwolnionych od konkurencji. Tu z kolei - oprócz  sprzyjającej sytuacji - za modelowe można uznać zespolenie wielkiego kapitału z silnym państwem stanowiącym  prężne imperium. Można się zastanawiać, czy jest to zarazem wariant  modelu  cesarza-miliardera. Przemawiałby za tym znaczny zakres panowania i zawłaszczania wspólnego.   

Także najnowsze preludia totalitaryzmu wielkokorporacyjnego  prowokują do refleksji nad podstawowymi warunkami jego bytu, a okresy rozwojowych zahamowań są tutaj szczególnie instruktywne. Jest rzeczą bardziej niż znamienną, że ekspansja coraz bardziej sfinansjeryzowanego wielkiego kapitału, po swych  imponujących sukcesach w połowie i w końcu dziewiętnastego stulecia,  została później na dobrych parę dziesięcioleci znacznie ograniczona. Z powodu  politycznych skutków kryzysów gospodarczych, zwłaszcza Wielkiego Kryzysu lat 1929-1933, ucierpiała bodaj najbardziej.  W Niemczech spowolnił ją dość mocno hitleryzm, w Ameryce – tak zwany Nowy Ład Gospodarczy oraz  – w latach powojennych – państwowy interwencjonizm w duchu keynesizmu, jako podstawowy środek zaradczy na  następne kryzysy.  Bardziej pośrednio, choć w  szerszym zakresie, przyhamowało ją poza tym istnienie Związku Radzieckiego i dwóch systemów polityczno-gospodarczych: lęk przed egalitarną ideologią opóźniał destrukcję zaczątków demokracji i prospołecznych funkcji państwa na Zachodzie; zarazem ideowa, polityczna i militarna samoobronność radzieckiego systemu  uniemożliwiała ekspansję zachodniego kapitału w kierunku wschodnim.

Ograniczenie - przez te wszystkie czynniki - ekspansywności  międzynarodowego imperium pieniądza wydawało się przez wielką  część minionego stulecia zjawiskiem trwałym. Dodajmy, że podobnie trwałe i bezpieczne wydawały się postępy demokratyzacji świata oraz  dalsza, choćby powolna, realizacja ekonomicznych, socjalnych i kulturowych praw człowieka w skali globu. Za tak samo naturalne i niezmienne uważało się zresztą i wiele innych zjawisk o zasadniczym znaczeniu: w Środkowej Europie, na przykład w Polsce, istnienie jej własnego przemysłu, na Zachodzie - pluralizm  form własności, a tu i tam    względnie  dobrą kondycję materialną tak zwanej „kultury wysokiej”.  Osłabnięcie i rychły upadek Związku Radzieckiego zmieniły wszystko: lęk kapitału przed ideologią mogącą mobilizować masy do dalszej walki o większy udział w zawłaszczaniu i w sprawowaniu władzy stracił geopolityczną podstawę.

Globalny  zamach stanu, prawie niezauważalny, choć  nadciągał od dawna, nadszedł niebawem. Rozciągnięty na Europę Wschodnią Konsensus Waszyngtoński z roku 1990 był jednym najwyraźniejszych  znaków rozpadu dotychczasowego porządku. Deregulacja kapitału finansowego  i innych dziedzin gospodarki odebrała aparatom państwowym ogromną część kompetencji (9). Walka z wyzyskiem, biedą i niszczeniem kultury straciła państwo jako adresata i przeciwnika, sprawiając, że demokratyzacja świata zawisła w powietrzu. Stabilność nowemu układowi sił zaczęła zapewniać transformacyjna odbudowa struktur społecznych znanych od najgorszej strony z dalszej przeszłości: budowa społeczeństw hierarchicznych,  politycznie odświadomionych i biernych, a biernych wskutek ideologicznej indoktrynacji, bezrobocia, biedy i zastraszenia. Los greckiego powstania w roku 2009 unaocznił tragicznie, w jak wielkim stopniu  obecny spokój społeczny i ład polityczno-gospodarczy  oparły  się na terrorze.     

Modelowe cechy ma w tej epokowej globalnej transformacji przede wszystkim pustka. Owa, wspominana wyżej pustka lub próżnia, prosząca się jak zawsze  o wypełnienie - oprócz politycznej i geopolitycznej zwłaszcza ideowa. Odziedziczona w sferze idei po starszych i nowszych kontynuacjach Średniowiecza - w jego tabuizacji wszelkiej myśli społecznej realnie naprawczej. Gdzie ku pożytkowi ludzi i ekosfery wielkim wysiłkiem oświeconych pokoleń zaczynała zanikać, podlega teraz rekonstrukcji. Odbudowywana przez wielkie media i  specjalnie do jej rozdymania powoływane, mniej lub bardziej naukowe, instytucje. Przy niedostatku mediów prawdziwie prodemokratycznych rośnie nadal dzięki rozdmuchiwaniu wartości partykularnych i zwykłej bzdury, a także wątków prawdziwych i ważnych, lecz tak ujmowanych, by wyżerały ze świadomości całą problematykę dla panujących niewygodną. Pielęgnowana nakładem ogromnych środków ukazuje swój negatywny byt między innymi w atrofii światowych elit intelektualno-moralnych,  wypieranych z wielkich mediów, szkolnictwa i humanistyki przez  umysły lękliwe lub sprzedajne, czy raczej nabyte na własność.

Nie przeczy tej interpretacji intelektualnego regresu fakt, iż  zaczął się  on już znacznie wcześniej. Wśród ważniejszych przyczyn miał i tę,  którą zwykliśmy wypierać ze świadomości w obawie przed tematami drażliwymi. Stanowią ją przemiany ideowe, którym podlegała po II Wojnie Światowej inteligencja żydowska: zyskawszy  możliwość budowania własnego państwa i korzystania z  jego pomyślności, stała się znacznie mniej obecna w walkach o humanizację życia w  innych krajach i w skali globu. Nic, niestety, nie zapowiada, by cokolwiek mogło kiedyś zastąpić ten utracony w wielkiej mierze emancypacyjny potencjał ludzkości.

Tak czy inaczej, dzisiejsza żrąca pustka ideowa w sferze rozumnych idei naprawczych  ma starą i szacowną tradycję. W  swej zasadniczej odświadamiającej politycznie funkcji niewiele różni się od tej, przy pomocy której poczesne miejsce swym konstytutywnym ideom zapewniał średniowieczny totalitaryzm  religijno-kościelny. Także dzisiaj rozdymanie nierzeczywistości w ludzkich umysłach opóźnia wybuchy i rozwiązywanie konfliktów. Niezastąpiony paradygmat racjonalnej gospodarki czasem!

4. Władze realne po przewrocie. Stosunki społeczno-polityczne po globalnej transformacji, bynajmniej  jeszcze  nie ukończonej, przypominają coraz bardziej świat kapitalistyczny z przełomu wieków dziewiętnastego i dwudziestego. Świat z czasu poprzedzającego znaczne koncesje na rzecz ludności w dziedzinie socjalnej i w zakresie demokratyzacji życia codziennego. Spoza szlachetnych mechanizmów i dekoracji ustroju parlamentarnego znowu widać wyraźniej maszynerię prawdziwego układu władz, sprzężonych z parlamentaryzmem i z niego korzystających, lecz nie przezeń napędzanych. Znowu też rzuca się w oczy i każe o sobie myśleć feudalna  „piramida systemu kapitalistycznego”,  uderzająco podobna do tej, którą tak barwnie i wyraziście przedstawiono na znanej ulotce z Cleveland z roku 1911 (10).

Jakże utopijnie na tle takich realistycznych ocen rysują się wszelkie wywody o władzach demokratycznego państwa abstrahujące od jego faktycznej,  głęboko zniewalającej, służebności. Jakże  niewiele znaczy w jej świetle ich skądinąd fundamentalny i nie dający się przecenić  trójpodział na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, nad którymi jako władza czwarta - wedle również zasadniczo cennej doktryny - czuwają media,  pilnujące, by nie dochodziło do korupcji! Trudno nie reagować podejrzeniem manipulacji, gdy się słyszy lub czyta na dodatek, że do pełni demokracji konieczny jest lobbing wielkiego kapitału i że  z jakąkolwiek korupcją nie ma on niejako z definicji nic wspólnego. Zbyt wielki rozziew między modelem a rzeczywistością źle świadczy czasem o rzeczywistości.

Niezależnie od wielkich podobieństw, realny układ władz  po przewrocie jest czymś więcej niż powrotem do sytuacji z poprzedniego przełomu wieków. Realizowany konsekwentnie i bezwzględnie zakaz własności państwowej, przy jednoczesnej deprecjacji wszelkiej własności wspólnej, ma tu wartość symbolu  - prawdziwej rewolucji w dziejach ludzkości. Wbrew pozorom  zakaz ten nie oznacza dowartościowania własności prywatnej jako takiej.  Oznacza raczej, wraz z niszczeniem własności spółdzielczej i komunalnej, ułatwienia w przejmowaniu całego majątku ludzkości,  w tym także prywatnego, przez najbogatszych i politycznie najsilniejszych.

Epokową zmianą jest również to, że ta globalna rewolucja  w stosunkach własności dokonuje się niejako w majestacie prawa. Że, mimo płaszczyka  umów zawieranych między państwami,  kapitał występuję tutaj w dość niedbale zamaskowanej roli najwyższego prawodawcy. Zrozumiałe, że  z wyżyn takiego urzędu dyktuje prawa na swoją wyłączną korzyść, zakazując - pod hasłem wolnej konkurencji w globalnym handlu - preferowania przez państwo interesów własnego społeczeństwa. Nie pozostawia przy tym najmniejszych wątpliwości, iż od aparatów państwowych oczekuje rezygnacji z funkcji opiekuna i mecenasa  kultury na rzecz funkcji porządkowych, nieporównanie ważniejszych, lecz, co tu również istotne,  nie całkiem autonomicznych. Naciski na prywatyzację czy  też dalsze prywatyzowanie więziennictwa, policji i armii  nie pozostawiają wątpliwości co do aktualnej pozycji państw ponadterytorialnych. Oczywiście, jest to opis sytuacji nieco uproszczony: ponury obraz całości rozświetla między innymi względna niezależność Skandynawii, a także niektórych krajów Ameryki Łacińskiej. Są tyleż wyjątkiem, co pod adresem reszty świata  wyzwaniem do wzmożenia i rozszerzenia oporu.  

Zanim do niego dojdzie, korporacje bankowe i inne budują, gdzie się da, system podobny do feudalnego. W niektórych krajach czynią to w swojego rodzaju koalicji z silnymi teokratycznymi grupami nacisku, takimi jak Kościół Katolicki w Polsce i na Malcie czy wahhabici w Arabii Saudyjskiej.  Rzecz to - mimo pewnej konkurencji - tym łatwiejsza, że wspólne nastawienie na  zysk i na autorytarne panowanie stwarza naturalne płaszczyzny porozumienia. Nieco inaczej ma się sprawa z czwartą władzą, czyli z koncernami medialnymi, które z pozostałymi podmiotami wielkiego kapitału tworzą z reguły nie tyle koalicję, co raczej organiczną całość. Służą zazwyczaj tyleż sobie samym, co interesom kapitału,  bezpośrednio lub pośrednio - przez wspieranie  mainstreamowych partii i rządów (11). Jeśli wyspecjalizowały się w służbie interesom kościelnego koalicjanta, mogą czynić wrażenie opozycyjnych. Jednakże mimo wyraźnych niekiedy różnic w zakresie deklarowanych ideologii pozostają wobec wielkiego kapitału  w podstawowych sprawach lojalne, a na pewno - ostrożnie. Podobnie, wielkie media świeckie przestrzegają zazwyczaj zasady, by w krytyce silnych organizacji teokratycznych zachowywać umiar.

Krótko mówiąc, cała  klasa polityczna pilnie dba o to, by się nie wyłamywać z roli wasala. Wraz ze swymi mocodawcami na samej górze i z niezliczonymi pozostałymi ich klientami, jak też ze swoją własną klientelą różnych szczebli, współtworzy pod szyldem demokracji imponującą hierarchiczną konstrukcję. Jak w gnostyckich hierarchiach emanujących boskich bytów -  z góry  ku dołowi spływa władza i prawdziwe istnienie.  Inaczej jednak niż w gnozie, z dołu ku górze płynie nie tylko hierarchicznie dozowana adoracja, lecz przede wszystkim pieniądze, wypracowywane mozolnie na  dole.  

Do posłuszeństwa pobudzają klasę polityczną już same uprzejme  życzenia kapitału w rodzaju wspomnianej wyżej ugody  waszyngtońskiej. Tym łatwiej czynią to międzynarodowe umowy podpisywane przez rządy. Rzecz symptomatyczna, takie dyscyplinujące  działanie wykazuje także szczególny w swym radykalizmie Układ MAI (z lat 1995-1998, o inwestycjach), chociaż jego ratyfikacja nigdy nie została przeprowadzona. Zamierzony jako swoista konstytucja wolnego rynku, żąda między innymi wspierania przez państwo procesów prywatyzacyjnych i czyni państwo odpowiedzialnym za straty  przedsiębiorców spowodowane strajkami. Żąda też od państwa rezygnacji z wszelkich regulacji mogących ograniczać dochód zagranicznych inwestorów. Proponuje poza tym, by inwestorzy poszkodowani przez niekorzystne dla nich państwowe regulacje mieli prawo do pozywania państw przed sądy arbitrażowe międzynarodowych izb handlowych.  Tak zresztą jak przed kilku laty Polsce, gdy doszło do znanych konfliktów między transnarodową korporacją Eureko a PZU oraz koncernami farmaceutycznymi a rządem. Umowy, które nieco później udało się wielkim korporacjom doprowadzić do ratyfikacji, poszły w tym samym kierunku (12).   

Umowa GATTS-u, czyli przeprowadzony w roku 1994 z inicjatywy Światowej Organizacji Handlu Ogólny Układ w sprawie Handlu Usługami, odbiera aparatom państwowym wszelkie niemal kompetencje gospodarcze,  przekazując je w   ręce ponadnarodowego kapitału. Znajduje uzupełnienie w porozumieniu TRIPS, o  Handlowych Aspektach Praw Własności Intelektualnej z tegoż roku 1994. Wbrew mylącej nazwie nie chodzi tutaj o niczyją własność intelektualną. Celem i treścią TRIPS-u jest egzekwowanie zawłaszczanego przez silne firmy wyłącznego prawa sprzedaży wszelkich dochodowych wytworów ludzkiego umysłu. Niekiedy także - efektów biologicznej ewolucji. Tak jak w wypadku GATTS-u rola państwa jest tu rolą podwładnego, a w razie nierespektowania porozumienia możliwe jest nałożenie na kraj sankcji gospodarczych przez Światową Organizację Handlu (13).

Nakazana prywatyzacja polega, jak widać, w istotnej mierze   na przekazywaniu publicznych funkcji państwa terytorialnego państwom ponadterytorialnym. Także w tym swoim ukierunkowaniu poczyniła już w pierwszych latach światowej transformacji  wielkie postępy i wielkie szkody w wielu  krajach. Chociaż przyczyniła się także do obecnego światowego kryzysu gospodarczego, nadal hasłem wielkokorporacyjnej propagandy jest tak zwana „redefinicja i przebudowa roli państwa”. To, że już obecnie nie ma ono  możliwości ani  wspierania  drobnej i średniej przedsiębiorczości, ani - w ogóle - obrony  socjalnych i ekonomicznych interesów mieszkańca  kraju, do pełni władzy międzynarodowego imperium pieniądza, jak widać, nie wystarcza. Nie dziwi w tej sytuacji fakt, że także gorączkowa biurokratyczna działalność władz państwowych pozostaje w zgodzie z tychże władz ubezwłasnowolnieniem i z zakresem ich wolności: regulując wszystko, co może mieć związek z gospodarowaniem,  odgrywają w wielu wypadkach rolę podobną do tej, która swego czasu przypadała zarządcom kolonii. Z tą oczywistą różnicą, że obecnie głównym kolonizatorem są państwa ponadterytorialne, lecz - trzeba dodać - działające w sojuszu z najsilniejszymi państwami terytorialnymi. W sojuszu z Ameryką, ale też z Chinami i z częścią władz Unii Europejskiej.   

To, że państwo, pilnując cudzych interesów, nie kieruje  niezależnymi siłami zbrojnymi w służbie ludności, a zarazem może być przez suwerena karane sądownie, jest rzeczą dla wielu trudną do akceptacji. Przede wszystkim jednak trudno mieszkańcom kraju godzić się z beztroskim egoizmem jego klasy politycznej, jeśli w ich bytowych sprawach postępuje ona tak, jakby się składała z samych niechętnych krajowi cudzoziemców. Zrozumiała frustracja nie bardzo usposabia do uznania, że aspołeczne postępowanie polityków jest w istotnej mierze rzeczy racjonalne,  i to nie tylko z punktu widzenia ich prywatnych interesów i karier, lecz także z racji odpowiedzialności za ludność.   Wszelkie bowiem handlowe sankcje wobec państwa są w rzeczywistości  sankcjami wobec tak zwanych zwykłych ludzi. Ludność krajów  szczególnie pod względem ekonomicznym interesujących jest wystawiona, jak wiadomo, na kary znacznie  poważniejsze. Są układy sił,  w których przymus, kara i szantaż rodzą się same z siebie, prawie niezależnie od subiektywnej podatności  potencjalnej ofiary na przemoc. Jej wolność niewiele wówczas wykracza poza możliwość wybierania między  różnymi formami posłuszeństwa.
Wasalizm klasy politycznej nie oznacza wykonywania zadań mniej dla imperium doniosłych. W kanalizowaniu energii mas, w sprawie dla każdego totalitaryzmu podstawowej, klasy polityczne także małych krajów wzięły na siebie ciężar ogromny. Wraz z koncernami medialnymi  i innymi, wspomnianymi wyżej, fabrykami prawd i wartości moralnych dla systemu użytecznych, przysłużyły się sprawie transformacji także w tym aspekcie, kanalizowania energii,  w stopniu niebłahym.  Mniej czy bardziej świadomie, lecz z reguły efektywnie, postarały się w wielu krajach przede wszystkim o to,  by  walka ludności o jej ludzkie prawa, zwłaszcza pracownicze, zaczęła podupadać i zamierać. Oprócz propagandy i edukacji osiągnęły  to -  zapewne bez specjalnego ku temu zamiaru - przez swą  aktywność legislacyjną, odbierającą ludziom konieczny do walki czas. Między innymi przez  mnóstwo coraz to nowych biurokratycznych regulacji, zatruwających  życie drobnego i średniego przedsiębiorcy w mieście i na wsi.  Przykładem może być tu polski rolnik, który nigdy w dziejach swej klasy nie musiał tracić tyle energii, co dzisiaj, na formalności wymagane przez kontrolujące go urzędy.

Tę sama obojętność na straty ludzkiej energii wykazuje polityka gospodarcza aparatów państwowych w sprawach skali największej.  Na przykład wtedy, gdy opierając przemysł samochodowy i zaniedbując transport publiczny, odbiera miliardom ludzi ogrom czasu i pieniędzy traconych na tej zmianie sposobu lokomocji. Rola polityków państw terytorialnych w globalnych przemianach gospodarowania czasem to notabene temat wyparty skutecznie z politologii lub i wielkich mediów.  Tabuizacja tego zagadnienia przyczynia sie do tego, iż coraz efektywniejszy staje się zauważalny na całym globie mechanizm przerzucający energetyczne i czasowe koszta gospodarki z jej podmiotów na pracobiorców i konsumentów (14).  Na ile polityk jest tu świadom swego dzieła, trudno powiedzieć.

Całkiem natomiast świadomie i nie bez pewnego prymitywnego wdzięku pracuje klasa polityczna nad kanalizacją ludzkiej energii w sferze moralnej.  Wraz z kwiatem mainstreamowego dziennikarstwa i z co elastyczniejszymi intelektualistami edukuje społeczeństwo ku wartościom wzniosłym i najwznioślejszym. Takim,  jak Bóg, wolność i ojczyzna - w niektórych krajach,  a prawie wszędzie ku podstawowej wartości, która  tkwi w wiedzy, że każdy jest kowalem swego szczęścia. Wyczulając na niebezpieczeństwa terroryzmu, przestępczości  i postawy roszczeniowej, funkcjonariusze państwa wnoszą swój niebagatelny wkład w wielką wewnętrzną przemianę człowieka. Jak w Średniowieczu nie potrafił on pomyśleć o nieistnieniu Boga, tak dzisiaj traci zdolność pamiętania, że socjalne, ekonomiczne i kulturowe prawa ludzkie nie istnieją bez nieustannego wywalczania ich ciągle na nowo. Jeśli z takiej skutecznej edukacji rodzi się ubocznie niechęć do demokracji i wstręt do polityki, nie ma nieszczęścia: również na tej drodze neutralizacja mas czyni znaczny krok na przód.

5. Swoistość wielkokorporacyjnej pełni władzy

W zestawieniu z kościelno-religijnym globalny totalitaryzm korporacyjny czyni wrażenie  nieporównywalnie wielkiego liberalizmu (15).  Po dziś dzień wynosząc się  w pewnym sensie ponad  tamten system, czyni z wolności swoje główne hasło. Rzeczywiście, w znacznym zakresie kieruje się niejako dewizą, by zjawiska niepożądane przede wszystkim uniemożliwiać, a potem dopiero ich zakazywać –  oszczędzając przez to energię na własne  sprawy zasadnicze. Nie ingerując w intymną sferę życia jednostek, zachowuje dystans wobec całej sfery obyczajowości, w  zasadzie toleruje także każde religijne wyznanie i każdy ruch religijny. Uchodzi także za doskonale tolerancyjny w sferze poglądów naukowych i filozoficznych.

A przecież nawet w tych trzech dziedzinach szczególnej wolności  nie potrafi i nie chce zaprzeć się siebie. Stwarzając, mechanizmy zarabiania na wszystkim, co opłacalne, nagłaśnia - z efektem naśladowania - wiele tendencji skrajnych i nietolerancyjnych. Co bodaj bardziej dramatyczne, mimo swej sztandarowej tolerancji nie bardzo chce i umie tolerować publicystykę, filozofię, etykę  i nauki społeczne, gdy przeczą jego ideologii lub są jej niechętne. Nie tylko skąpi na taką twórczość środków materialnych i medialnego wsparcia, lecz także zwalcza ją energicznie  rękami i głowami finansowanych przez siebie dziennikarzy i naukowców. Mimo iż żyje zasadniczo w przyjaznej symbiozie z  kościołami i z klerem różnych konfesji, potrafi nie szczędzić pieniędzy i energii na  rozbijanie  nurtów religijnych, gdy dla panującego porządku zawłaszczania stają się niebezpieczne. W niszczeniu teologii wyzwolenia  działał, jak wiadomo, ręka w rękę z Kościołem Katolickim. Choć wówczas daleki jeszcze od dzisiejszego rozkwitu, był już w pełni sobą.

Jak wskazują choćby te i inne wyliczone wyżej zaangażowania ideologiczne i ingerencje gospodarcze, swoistość pieniężnego totalitaryzmu trzeba widzieć także w szerokim aspekcie represywnego zarządzania ludzką wolnością w ogóle, a gospodarczą w szczególności. Jako zarządzanie ukierunkowane na kontrolę sfery gospodarczej rozrasta  się z niej na całość spraw politycznych, społecznych  i kulturowych w sposób płynny, naturalny i niejako konieczny. Rozrost ten i brak w nim samoograniczeń wynika już z samej swoistości spekulowania pieniądzem, który mnożąc się i rosnąc  nie może sobie pozwolić na zahamowanie swej politycznej i gospodarczej ekspansji po groźbą bolesnych implozji. Rezygnacja z regulowania gospodarki oznaczałaby oprócz takich kryzysów wiele innych strat, które by wynikły z odradzania się sposobów gospodarowania w mniejszym stopniu opartych na spekulacji i pośrednictwie.

Swoistość ta rzuca się w oczy najbardziej, rzecz jasna,  w porównaniu  z totalitaryzmem religijno-kościelnym średniowiecznego i późniejszego feudalizmu. Bezpieczne zawłaszczanie ówczesny totalitaryzm zapewniał swym beneficjentom raczej przez maksymalizację władzy politycznej i religijnej, przez bezlitosną, bezwzględną i totalną kontrolę słowa, myśli i obyczajów, niż przez stałe i bezpośrednie kształtowanie gospodarki. Gospodarki, dodajmy, rozwijającej się stosunkowo wolno i sprawiającej wrażenie, iż jej reguły nie podlegają zmianom. Również totalitaryzm narodowosocjalistyczny postawił przede wszystkim na władzę polityczną, na ideologiczny terror  i na oficjalną cenzurę myśli, Jak wiadomo, w sprawy ekonomiczne  ingerował mimo to w dość znacznym zakresie. Zwłaszcza na potrzeby wojny i dla zaspokojenia podstawowych potrzeb materialnych ludności. Dopiero jednak radziecki pseudokomunizm z drobiazgowej regulacji gospodarki uczynił podstawową zasadę. Blokując trwale upodmiotowienie gospodarcze ludności, zapewnił  sobie jej trwałą  polityczną bierność.

Totalitaryzm wielkokorporacyjny, drobiazgowy nie tyle w sferze doraźnych i spontanicznych zarządzeń, co przemyślanych  i przemyślnych  regulacji prawnych, idzie w stosunku do radzieckiego znacznie dalej. Konkretnie, o wiele dalej w skutecznym podporządkowywaniu rozwoju gospodarczego życzeniom decydenckich centrów, w tym wypadku wielkich podmiotów gospodarczych. Chociaż nie akceptuje zasadniczo służebności gospodarki wobec imperium terytorialnego, patrzy życzliwie na jej symbiozę z silnym i ekspansywnym państwem. Zrastając się, jak w wypadku Ameryki,  z  jego ustrojem politycznym, poddaje całość życia społecznego presji wielkiego pieniądza. Wzmocniony tą symbiozą, pęta gospodarkę także innych państw niezliczonymi regulacjami powodującymi nienaprawialne szkody, wykraczające poza daleko granice poszczególnych krajów.       

Mniejsze i większe kryzysy gospodarcze, bankructwa całych państw i  pauperyzacja wielkich rzesz ludzkich - to dramatyczne i efektowne skutki tego centralnego zarządzania. W ich cieniu pozostaje niewyobrażalnie szeroki zakres tego wszystkiego, co z tychże przyczyn  w gospodarce upadło, upada lub leży odłogiem: ogromne sfery gospodarczych działań koniecznych dla rozwoju kultury, dla ograniczania społecznych patologii w wielkich miastach, dla rekultywacji zniszczonych części Planety. Jakże infantylnie lub nieszczerze brzmią na tle tego planowego kastrowania gospodarki uczone diagnozy dumnych ze swego krytycyzmu  ekonomistów, którzy źródeł gospodarczych klęsk i niepowodzeń upatrują w błędnych teoriach ekonomicznych! Jak gdyby błędy owych teorii wynikały głównie z jakichś pomyłek lub z braku wiedzy, nie z władzy i z autorytetu finansistów!

Wśród odpowiedzi na pytanie o swoistość totalnego charakteru  rządów wielkich korporacji i kapitału bankowego nie może zatem zabraknąć i tej, że polega ona na transformacyjnej kontroli całej gospodarki wedle potrzeb jej nieproduktywnych części. Systemowe podobieństwo takiej niszczącej transformacji do procesów złośliwego raka z przerzutami wykracza daleko, jak zauważono już dość dawno,  poza powierzchowne paralele. Ważna jest tu także swoista dynamika tego rozwojowego porządku, wyróżniająca się wśród innych rodzajów pasożytnictwa  nadzwyczajną przemyślnością i ukierunkowaniem na nieograniczoną ekspansję. Pozyskiwanie energii nie przez pracę, lecz przez sięganie do tego, co już wypracowane, sprawdza się także w odniesieniu do organizmów społecznych jako źródło dalekosiężnych i łatwych zwycięstw: kto transformuje otoczenie pod znakiem powszechnego ekwiwalentu, może ufać, iż  wybrał znak szczególnie do zwycięstw predysponujący; na pewno nie słabszy niż od tego, pod którym  przekształcał świat Konstantyn Wielki.

Czy w skali dziejów  trwalszą władzę dają spekulacje pieniężne, czy szerzenie wiary we Wszechmocnego Boga z jego funkcją ekwiwalentu  wielu cennych rzeczy, trudno powiedzieć.  Tak czy inaczej,  w porównaniu z kościelnymi namiestnikami Niebios na Ziemi, strażnicy dyktatury pieniądza są w położeniu szczególnie łatwym. Mogą ją sobie i systemowi czynić poddaną prawie bez potrzeby walki z odmienną tradycją  kulturową  czy religijną.  W odróżnieniu od totalitarnej władzy Związku Radzieckiego, działają  na terenie od dawna do tego przygotowanym, nie są też w swych regulacjach ograniczani  reakcjami innego silnego systemu. Regulując na swe potrzeby całość gospodarki i przekształcając całą kulturę i cywilizację, korzystają poza tym z tego wielce pożytecznego luksusu, że  mogą to czynić  anonimowo.  Jak w chrześcijańskiej teologii tak zwane „duchy czyste” - bez pokazywania rąk, nóg i twarzy, bez nazwisk, życiorysów  i adresów pocztowych.

Lecz nie demonizujmy samego pieniądza, nie z istnienia powszechnego ekwiwalentu wynikają destrukcyjne procesy we współczesnej gospodarce. Pieniądz  pieniądzowi nie  równy, możliwy jest także zupełnie inny od tego, który panoszy się obecnie. O tym,  jak  oddziałuje na sprawy ludzkie,  decydują  relacje społecznych sił i słabości, wpływające na handlową wartość dóbr, którą odbija i wyraża. Polityka i stosunki społeczne odpowiadają także za to, że  tak dobrze się trzyma wielkokorporacyjna zasada „zysk  ponad wszystko”. Tylko bowiem w warunkach wielkich zróżnicowań  społecznych i gospodarczych ma szansę na realizację. Choć nieautonomiczna i niewinna swemu istnieniu, zasługuje na  maksymalnie nieżyczliwą uwagę jako sprawczyni niszczenia lub  zaniedbywania wszystkiego, co zyskowi nie służy.

Nie służy zyskowi na pewno, w każdym razie zyskowi  szybkiemu i maksymalnemu, pomyślność społeczeństw. W każdym razie, nie sprzyja mu realizacja takich społeczno-ekonomicznych celów, jak powszechny dobrobyt (16) lub choćby tylko dochód bezwarunkowy dla każdego mieszkańca Ziemi: nietrudno przewidzieć, że koszta siły roboczej wzrosłyby znacznie, a i emancypacja ludności mogłaby poczynić znaczne postępy. Nie służą też zyskowi  starania o realną ochronę przyrody ożywionej: prowadząc do proekologicznej reformy pieniądza i rynku, oznaczałyby znaczne podrożenie handlu i produkcji. Lecz przede wszystkim  zagraża maksymalnie szybkim i wielkim zyskom, a także monopolowi władzy, światła i świadoma swej kondycji ludność: niewiele czasem trzeba, by stała się zdolna do sprawnej walki o swoje prawa. Swoiste dla wcześniejszych totalitaryzmów  odświadamianie człowieka w kwestiach społecznych i politycznych nie jest tu stanem wystarczającym. Ideałem staje się człowiek żywiący wstręt do wszelkiej teorii i racjonalnej argumentacji, przyuczony do bezmyślnej  repetycji zasłyszanych prawd. I, rzecz jasna, także człowiek, który nie wierzy w uczucia wyższe, a poczucie odpowiedzialności za społeczeństwo uważa za idealistyczny wymysł.

6. Homo spoliator - łupieżca bez łupów. Nowy człowiek, rozmnażany na potrzeby totalitaryzmu wielkokorporacyjnego,  nie jest novum absolutnym. Mnoży się i rzuca w oczy w każdej epoce ekonomicznej  niepewności i barbaryzacji kultury.

Chociaż w ewolucji swego  gatunku zakorzeniony zapewne głęboko,  jest to typ człowieka, który rezygnuje, by tak rzec, z istotnej części swego ewolucyjnego dziedzictwa. Dzięki naturalnej selekcji, premiującej potomstwem jednostki zdolne do kooperacji i - ze względu na nią -  zdolne także do empatii, rodzaj ludzki nie mógł być gatunkiem złożonym z samych egoistycznych  chciwców. Nazwa 'homo oeconomicus' nawiązująca eufemistycznie do takiej chciwości czy zachłanności nowego człowieka,  nie oddaje istoty sprawy i krzywdzi ekonomię.  Określeniem o wiele bardziej adekwatnym do rzeczy byłby raczej  ‘człowiek-łupieżca, po łacinie - 'homo spoliator' .  

Żadnych  innych ludzi  totalna władza kapitału nie potrzebuje bardziej  niż takich właśnie. Takich w szczególności, którzy  i dają się łatwo wyzyskiwać, i przez swą nienasyconą chciwość nie mają zamiaru troszczyć się o innych. Spolegliwy człowiek kooperacji (17), 'homo cooperans adiutor', potencjalnie solidarny, jeśli nie ze słabszymi, to  przynajmniej z równymi sobie, byłby dla systemu zbyt wielkim luksusem, a w każdym razie obcym ciałem powodującym ustawiczne stany zapalne. Łupieżca góruje nad nim nie tylko swoją płynąca z chciwości pracowitością, ale też nieocenioną dla władzy, jeśli tak można powiedzieć, bezbronnością socjalną (18). Wychowany wprawdzie do bezwzględnego zawłaszczania, lecz - pominąwszy nieliczną bogatą mniejszość - z reguły niespełniony, a nawet z trudem zaspokajający swe podstawowe potrzeby lub tonący w długach, współtworzy wielką globalną masę depresyjnych  frustratów. Choć nierzadko wewnętrznie i zewnętrznie wystylizowany na przedsiębiorcę, ma z niego tylko tyle, iż chętniej wybiera pozostawanie w depresji niż próbę wspólnej z innymi samoobrony.         
 
Ponieważ zawłaszczanie samodzielne wskutek koncentracji kapitału  staje się coraz trudniejsze, nawet ludzie najbardziej energiczni podejmują chętnie pracę zależną na upokarzających warunkach. Czyniąc to, zaciągają  się niejako na  służbę  w  prywatnych armiach, nie tylko bez prawa głosu we własnych żywotnych sprawach, ale i w moralnej zgodzie na współuczestnictwo w wymuszeniach i rabunku. Kto i takiego  miejsca nie znajduje, a chcąc się ratować, zawłaszcza bez koncesji, ma coraz większe  szanse wspomagać prywatny kapitał jako pensjonariusz prywatnego więzienia. Pobudzanie chciwości z  jednoczesnym pogarszaniem się warunków życia nie może zapewne prowadzić do innych skutków. Cena przekształcania świata w prywatne przedsiębiorstwo handlowe jest  najwyższa na dole.  

7. Trwałość i witalność systemów totalitarnych. Ogrom kapitału skoncentrowanego w niewielu rękach,  wyemancypowanego  politycznie i operującego globalnie, ukazuje w nowym świetle totalitaryzmy dawniejsze. Ani Kościół, ani Związek Radziecki, ani żadne z państw narodowych nie dysponowało na podległych sobie terenach podobnymi możliwościami. To znaczy możliwością kupowania  niemal wszystkiego, czego pełnia władzy potrzebuje. A niekiedy kupić można nawet niektóre aspekty sytuacji geopolitycznej. Na przykład wtedy, gdy słabnące elity silnego jeszcze państwa wykazują podatność na korupcję.

Cechy swoiste danej formy totalitaryzmu korelują z jej większą albo mniejszą żywotnością. Niejednakowe okoliczności zewnętrzne, czyli inne w każdym wypadku warunki historyczne,  nie sprzyjają stawianiu lub odrzucaniu prognoz. Mimo to trudno zgodzić się z mniemaniem, iż wszystkie totalitaryzmy ze swej natury, czy też z powodu chętnego sięgania do przemocy, są kruche i nietrwałe.

Krótki żywot totalitaryzmu hitlerowskiego, będący źródłem tej opinii,  nie uprawnia do takich uogólnień w żadnej mierze. Zarówno jego początkowa moc, jak i rychła klęska były konsekwencją oddania rządów w ręce wodzowskiej partii, rozbudzającej nadzieję na władzę i zawłaszczanie kosztem innych „ras” i narodów. Już samo związanie systemu z tak wąsko definiowaną polityką stwarzało zagrożenia z zewnątrz. Realnie niebezpieczny był także terytorialny, a zarazem skrajnie eksterminacyjny charakter ekspansji, niezdolnej do integrowania opanowywanych społeczeństw z metropolią. Nie wyszło też stabilności systemu na dobre zespolenie go z polityką  wojny wypowiadanej połowie świata.

O wiele racjonalniej zorganizowany system radziecki  okazał się -  także zapewne z powodu tej swojej większej racjonalności - znacznie trwalszy.  Zawdzięczał to, konkretnie, potężnemu państwu o ostrożnej polityce zewnętrznej i scentralizowanej, prężnej przez kilka dziesięcioleci, gospodarce, modernizującej zacofane uprzednio  imperium rosyjskie.  Uległ rozpadowi głównie  w wyniku  hipertrofii sektora obronnego, uniemożliwiającej od pewnego momentu podnoszenie  poziomu życia mieszkańców.  Z tejże przyczyny   utracił mechanizmy, które zespalały uprzednio pomyślność państwa z aspiracjami materialnymi klasy politycznej: zaczynającej upatrywać atrakcyjniejszych uwłaszczeń w decentralizacji gospodarki i w zmniejszeniu imperium. Nie doszłoby do tego zapewne jeszcze przez długi czas, gdyby nie musiał konkurować z innym systemem. Nie jest przypadkiem, że ten inny system był ustrojem opartym na wszechstronności pieniądza.

Bijący rekordy trwałości totalitaryzm religijno-kościelny - a trwał przeszło tysiąc lat – pokazuje, co znaczy ów brak systemowej konkurencji. Oparcie systemu na pośrednictwie kleru między zalęknionym religijnym człowiekiem a wszechmocnym Bogiem, zastępującym niejednemu dobrodziejstwa pieniądza, okazało się wynalazkiem genialnym. Osłabienie i upadek wynikły niewątpliwie ze  słabnięcia religijności i strachu mas. Były jednak również skutkiem    niepanowania Kościoła i świeckich feudałów nad rosnącą akumulacją kapitału przez burżuazję. Z lekką tylko przesadą można powiedzieć, iż był to upadek bardzo podobnego gatunku, co destrukcja systemu radzieckiego.   

Totalitaryzm wielkokorporacyjny nie musi - podkreślmy to jeszcze raz - konkurować z innym systemem podobnym mu co do siły lub ekspansywności. Mimo to rozbudowuje dość szybko swoją coraz silniejszą ponadterytorialną państwowość i nie przestaje podporządkowywać sobie państwa terytorialne wielkie i małe. Już dzisiaj   dysponuje tak wielkimi środkami szantażu i siłą korupcyjną, iż potrafi, jak się wydaje, obezwładnić jeśli nie każdego, to niemal każdego przeciwnika. Wszystko to pozwala go uznać za  uodporniony na wszelką destrukcję. Pewne jest w każdym razie, iż będąc koniecznym efektem niekontrolowanej akumulacji i koncentracji kapitału, odrodzi  się po każdej klęsce, gdy tylko procesy te zostaną ponownie puszczone samopas. Nie ulega też wątpliwości, że w wypadku konfliktu z silniejszymi  ruchami politycznymi mogącymi zrodzić realną demokratyzację świata będzie się bronił zaciekle, nie  przebierając w środkach.   

Słabość - mimo wszelkich swoich kryzysów bankowych - wykazuje nie tyle na płaszczyźnie własnej egzystencji, co w aspekcie moralnym. Tworząc owego wyżej oczernionego 'człowieka-łupieżcę', ludzki typ najpodlejszy z możliwych, który dla władzy i posiadania jest gotów poświęcać wszystko i wszystkich, niszczy zarazem antropologiczne podstawy konstruktywnej kooperacji, koniecznej do administrowania Globem: sprawia, iż tenże przeraźliwy 'homo spoliator' zagarnia miejsca należne 'człowiekowi kooperującemu',  zdolnemu rozwijać ogromne energie twórcze w skali świata.  Słabość moralna systemu polega, rzecz jasna, także na tym, że reklamując siebie jako  jedyną drogę do dobrobytu i szczęścia,  zawodzi  raz po raz w rozwiązywaniu  żywotnych problemów człowieka. Destrukcyjny etycznie, ekonomicznie, ekologicznie i kulturowo, nie potrafi ukryć - mimo niewiarygodnie drogiej autoreklamy - pasożytniczego  charakteru swojej prawdziwej natury. Wszystko to nadwyręża bez wątpienia jego dobrą opinię, nie wyklucza jednak możliwości, że będzie towarzyszyć ludzkości do samego końca.

Upadek ludzkiego świata nie musi zostać spowodowany zderzeniem Ziemi z asteroidem ani wybuchem bomb nuklearnych, nie jest także konieczne, by się dokonał nagle. Jest równie prawdopodobne, że będzie następował stopniowo, wraz z degradacją ożywionej przyrody  i barbaryzacją zasad ludzkiej koegzystencji.

8. Samoobrona permanentna i remisje. Do nieustającego oporu może pobudzać wiele czynników, także wiedza o społeczeństwie i doświadczenie historyczne. Między innymi doświadczenie zniszczeń, które rodzi niedostatek rozumnej samoobronności mas, ponoszący główną winę za to, że osiąganie dłuższych remisji totalitarnej choroby jest obecnie zadaniem tak trudnym. Tym bardziej, iż nie zaginęła pamięć o tym, że od strony teorii alternatywne modele prospołecznego i mniej niszczącego ekosferę gospodarowania zostały już w swym zasadniczym zrębie wypracowane i w znacznej mierze sprawdzone w społeczno gospodarczej praktyce. Żyje w szczególności wiedza o tym, że również system gospodarki społeczno-rynkowej został zbudowany najpierw w formie modelu, zanim go sprawdzono, dopracowano  i zastosowano w życiu - w Dani, w Szwecji i w innych krajach Zachodniej Europy. Pytanie, czy nie ma od tego systemu rozwiązań lepszych, nie jest tu najważniejsze. Rzecz w tym, że główne trudności wynikają - wbrew propagandzie - nie z braku teoretycznych i praktycznych alternatyw, lecz z zaniechania walki o ekonomiczne i socjalne prawa  człowieka.

Obiektywną przeszkodą w stawianiu skutecznego oporu jest natomiast niedopracowanie podstawowych zagadnień strategii. Między innymi dialektyka trwalszych i tymczasowych sojuszy wymaga przetransponowania ze sfery najogólniejszej teorii w ukonkretnione model działania (19). Sprawę w strategii bardzo zaniedbaną stanowią także źródła funduszy na walkę - na alternatywne media,  na masowe zasiłki dla osób czynnych społecznie, na stypendia dla badaczy zajmujących się problematyka strategiczną. W skali dłuższej i najdłuższej  problemem szczególnie trudnym, także na płaszczyźnie teorii, jest utrzymywanie aktywności politycznej społeczeństw w sytuacjach czyniących wrażenie juz osiągniętej znacznej poprawy sytuacji. Zawsze zachodzi także niebezpieczeństwo przeoczenia lub niewykorzystania rzadkiej szansy historycznej.  

Zauważmy tutaj, nie całkiem żartobliwie, że choroby, a o patologicznych zjawiskach była mowa wyżej kilkakroć,  bywają w      swych  strategiach i życiorysach zaskakująco podobne do żywych organizmów i że  same również chorują na swój sposób,  przeżywając kryzysy także z przyczyn zewnętrznych. Nie wykluczone, że taką chorobę sprowadzą na totalitaryzm wielkokorporacyjny nadchodzące przemiany geopolityczne. Zanim nowe konstelacje gospodarczo-polityczne nabiorą sił, powstaną - być może - znowu większe wolne przestrzenie do walki o świat mniej niegodziwy. Nie wykluczone, że ożywienie polityczne Ameryki Łacińskiej żywi się po części tą perspektywą.
 
Tak czy inaczej, przyczyn opisanego systemu nie obalimy nigdy, jak nigdy nie zlikwidujemy  na Ziemi ognia, chorób, huraganów  i innych żywiołów. System poszanowania praw ludzkich i realnej demokracji nie ma, niestety,  takiego, jak siły przyrody, samodzielnego bytu. Nie da się utrzymywać przy życiu bez nieustannych konserwujących go zmagań, jak nie da się uczynić samoczynnym bezpieczeństwo nizinnego nadmorskiego kraju poniżej poziomu morza. Trudno wśród możliwych pozytywnych konkluzji o inną niż kolejne powtórzenie wypowiadanego już z naciskiem przekonania: o wzroście samoobronności społeczeństw jako niezbędnym warunku wzmacniania sił politycznych broniących człowieka.  
 
Uwaga końcowa o stronniczości ujęcia.   Tekst powyższy jest, jak zaznaczono na początku, częścią większego szkicu ujmującego zjawisko totalitaryzmu w perspektywie odmiennej od jego ujęć najczęstszych. Skoncentrowany, w niniejszej części, na totalnym  charakterze władzy sprawowanej  przez państwa ponadterytorialne,  stanowił zarazem próbę uporządkowania  myśli i obserwacji  odnoszących  się do źródeł tej odmiany totalitaryzmu, jak też do swoistego charakteru jego transformacyjnych aspiracji. W wyniku tego ukierunkowania na  zjawiska i problemy najbardziej generalne  zostały, być może,  zaniedbane   pewne ważne fakty lub dane, które w tej perspektywie czyniły wrażanie drugorzędnych.

Potrzeba orientacji we współczesnym świecie nie była w tych rozważaniach czystą ciekawością poznawczą. Nie wynikała też jednak z potrzeby uspokojenia lub znajdowania pociechy w trudnych czasach. Była i jest raczej efektem stronniczej woli umacniania w sobie stoickiej cierpliwości, we wszystkim, z czym trudno się pogodzić,  a  z czym chciałoby się walczyć, choćby tylko w myślach. Stronniczy jest, oczywiście, także  humanitarystyczno-pragmatyczny  i prodemokratyczny punkt obserwacji. Jednakże ewentualne błędne interpretacje są skutkiem, jak się zdaje, nie tyle wyboru tego stanowiska, co raczej niedostatecznej  wiedzy autora.

W Jedlni Letnisku, 22 lutego 2010
 


Przypisy:

(1) Wyróżniono tam cztery odmiany totalitaryzmu: teokratyczny, właściwy między innymi europejskiemu feudalizmowi, narodowo-partyjny, jak w Niemczech hitlerowskich,   centralizmu  państwo-gospodarczego jak w byłym Związku Radzieckim  oraz wielkokorporacyjny, czyli imperium pieniężnego.

 (2) Zob. Totalitarna dyktatura korporacji, Wywiad Jacka Żakowskiego z Noamem Chomskym, w: Jacek Żakowski, Anty-TINA. Rozmowy o lepszym świecie, myśleniu i życiu, Warszawa 2005, toż m.in. na www.demokrates.eu  z 13.02.2010. Już Herbert Marcuse (Der eindimensionale Mensch: Studien zur Ideologie der fortgeschrittenen Industriegesellschaft. 1967)  opisywał niszczące człowieka struktury kapitalistyczne jako totalitarne. Niezależność od tradycyjnych pojęć totalitaryzmu wykazuje także w swej wieloaspektowej analizie niemiecki  politolog  Frank Spatzier, Der Westen auf der Schwelle zu einem neuen Totalitarismus, www.links-netz.de/K_texte/K_spatzier_totalitarismus.html, September 2004. Znacznie częściej omawiane  pojmowanie totalitaryzmu pojawia się  w świecie dziennikarskim, zauważalne także w Polsce. Por. Oski, Nowy Wspaniały Totalitaryzm, http://cia.bzzz.net/search/node/totalitaryzm, 2006-12-24 22:59. Por. też Zbigniew Jankowski, Śmiertelny wirus totalitaryzmu, http://www.doorg.info/2009/10/07/smiertelny-wirus-totalitaryzmu/. Por tenże, Globalny totalitaryzm korporacyjny. Korporacjonizm – władza z nieograniczoną odpowiedzialnością, http://forum.wprost.pl/gospodarka/?w=10619, 15.04 2007.    O totalitarnym systemie stworzonym przez Kościół pisał niedawno Marek Krak, Totalitaryzm religijny, www.demokrates.eu z 01.12. 2009. Określenie “nowy totalitaryzm” bywa odnoszone najczęściej do fundamentalizmu islamskiego, pełniąc, oczywiście, także rolę zwykłego deprecjonującego epitetu wobec negatywnie ocenianych zjawisk.
(3) Por. wieloaspektowy zbiór studiów naukowych, m.in. o przetwarzaniu światowej kultury masowej oraz światowego systemu wiedzy przez potężnie sponsorowaną neoliberalną  ideologię,  Neoliberal Hegemony. A Global Critique, Edited by Dieter Plehwe, Bernhard J. A Walpen, Gisela Neunhöffer, Neoliberal Hegemony, ISBN: 978-0-415-46003-3, Published by: Routledge, 2007, s.312.

(4) O łamaniu ekonomicznych,  socjalnych i kulturowych praw człowieka zob. Rob Buitenweg,  Human rights, human plights in a global village, [Atlanta] 2007 Clarity Press, 280 pp. (Prawa człowieka i ludzkie niedole w globalnej wiosce), por. o tej książce  Jerzy Drewnowski, Prawa człowieka – filozoficznie, lecz bez konformizmu, www.demokrates.eu 25.08.2009  
   
( 5) Przykładem antyspołecznego nastawienia transformacyjnie ukierunkowanych  fundacji jest  niemiecka Bertelsmann Stiftung, która  żąda m.in. likwidacji zasiłków dla bezrobotnych i ograniczenia zasiłku socjalnego. Por. hasło Bertelsmann Stiftung w niemieckiej Wikipedii.

(6) O działalności propagandowych fabryk myśli zob. Rudolf Speth, Advokatorische Think Tanks und die Politisierung des Marktplatzes der Idee  (PDF, 272 kB)http://library.fes.de/pdf-files/kug/03818.pdf), z dość literaturą przedmiotu. Większość z 6300 istniejących obecnie think tanków (The Leading Public Policy Research Organisations in The World, Januar 2010) kształtuje rynek idei społecznych gospodarczych i politycznych wedle potrzeb wielkiego kapitału  (Por. Martin Gehlen: Politikberatung in den USA. Der Einfluss von Think Tanks auf die amerikanische Sozialpolitik. Frankfurt, 2005). Od roku 1989 wiele tak ukierunkowanych fabryk myśli powstaje w Europie Środkowej i Wschodniej, głównie za pieniądze amerykańskie.

(7) Bernhard Walpen, Die offenen Feinde und Ihre Gesellschaft. Eine hegemonietheoretische Studie zur Mont Perein Society,  VSA Verlag, Hamburg 2004, 493 Seiten, 34,80 EUR ISBN-10 3899650972,  ISBN-13 9783899650976.

 (8) Badacze starożytności greckiej i rzymskiej w dość umiarkowanym stopniu interesowali się gospodarką. Z niedostatecznego zbadania jej przednowożytnych dziejów wynikają dotkliwe zaniedbania teoretyczne, na przykład w wartej odniesień do rzymskiego antyku ogólnej kwestii politologicznej,  w jakich warunkach polityczno-gospodarczych rodzi się w gospodarce dominacja sfinansjeryzowanego kapitału. Por. dość instruktywne w tym zakresie, choć w niewielkim stopniu teoretyczne, opisy działań i sposobu życia finansjery rzymskiej w II w. n.e.  u Jérôme Carcopino, Życie codzienne w Rzymie w okresie rozkwitu cesarstwa, PWN, Warszawa 1966, s. 63-83, zwłaszcza 74-83. Por., też  Gert Albert, Mateusz Stachura, Steffen Sigmund, Agathe Bienfait, Aspekte des Weber-Paradigmas Festschrift für Wolfgang Schluchter,VS Verlag für Sozialwissenschaften (GWV), 2006 – z ogólną tezą Maksa Webera o kapitalizmie jako zjawisku powszechnym w dziejach (”universalgeschichtlich”).

(9) Por. Challenging the Washington Consensus,  "The Brown Journal of World Affairs", Vol. IX, Issue 2. Por. też Redefining the Role of the State,  "World Economics", Vol. 2, No 3., 2001.

(10) Zob. http://www.erzwiss.uni-hamburg.de/Personal/Lohmann/Materialien/capyr.htm . Por. wariant niemiecki z roku 2004: http://media.de.indymedia.org/images/2004/09/93223.jpg

(11) Por. Thomas Leif, Rudolf Speth (Hgg),  Die fünfte Gewalt: Lobbyismus in Deutschland, VS Verlag für Sozialwissenschaften.    

(12) O prywatyzacji usług publicznych i zadań państwa w związku z układem Mai zob. Joanna Szalacha, Znikająca suwerenność, czyli jak się realizują założenia nieistniejącego układu, “Obywatel”, nr 6/2004.

(13) Krytykę GATS-u daje  m.in.:  http://www.gatswatch.org/

(14) Por. Martha E.Gimenez, „Samowykonawstwo”, czyli jak korporacje zmuszają nas do nieodpłatnej pracy, Le Monde diplomatique, Edycja polska,  styczeń 2010.

(15) Swoistość ustroju polityczno-gospodarczego, który wraz z  dostosowującą się do niego transformacją kultury tworzy dominacja  wielkich korporacji i kapitału finansowego,  ukazuje dość już bogata  literatura na temat globalizacji i neoliberalizmu. Por.:  David Harvey, Neoliberalizm Historia Katastrofy, Książka i Prasa, Warszawa 2008;   Finansiści gubią świat, Z prof. Tadeuszem Kowalikiem rozmawia Andrzej Dryszel, http://www.lewica.pl/?id=18677 [2009-02-09 09:17:46]; Francis Wheen, Jak brednie podbiły świat, Muza SA, Warszawa 2006; Naomi Klein, Doktryna Szoku,  Muza, 2008; Noam Chomsky, Zysk ponad ludzi. Neoliberalizm a ład globalny, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000; Zygmunt Baumann, Globalizacja, PWN Warszawa 2000; David Korten, When Corporations Rule the World, (Gdy korporacje rządzą światem),1995, drugie wyd. 2001; tenże, Świat po kapitalizmie. Alternatywy dla globalizacji, Obywatel, Łódź 2002;   

( 16) Michel Chossudovsky, The Globalisation of Poverty: Impacts of IMF and World Bank Reforms, Zed Books, London 1997.

(17)  Słowo „spolegliwy” zostało tu użyte nie w ludowym znaczeniu ustępliwego ofermy, lecz w sensie nadanym mu przez Tadeusza Kotarbińskiego na oznaczenie osoby na, której można polegać.  

(18) Jerzy Drewnowski, Niewola i wyzwolenie przez wartości, "Dziś", Nr 11 (206) listopad 2007.

(19) Trudną do przecenienia wartość miałoby takie ukonkretniające spożytkowanie teorii prakseologicznych Jarosława Rudniańskiego, n. p. zawartych w jego pracy   Kompromis i walka : sprawność i etyka kooperacji pozytywnej i negatywnej w gęstym otoczeniu społecznym”,("Pax", Warszawa, 1989 r.,   ISBN 8321109799.



Tekst napisany dla „Forum Klubowego”