Kategoria: Diagnozy i prognozy
(Komentarz Demokratesa: nie trzeba być żarliwym polskim patriotą, by rzeczywisty stan zdrowia Polaków zaliczać do spraw pobudzających do bicia na alarm)  

Nasze problemy to wirusy atakujące superkomputery, otyłość psów domowych, globalne ocieplenie, żywność modyfikowana genetycznie, chmury wulkaniczne i zbyt niski kurs chińskiego juana. Życie we współczesności oznacza odrywanie się od polskiej przyziemności.
 
Głód. Wedle Polskiej Fundacji Pomocy Dzieciom „Maciuś” zajmującej sie dożywianiem dzieci, 30 do 70 procent bachorów – w zależności od regionu – chodzi głodnych. Według raportów rządowych, 30 procent uczniów szkół podstawowych i gimnazjów jest niedożywionych. Najwięcej dzieci, których nie stać na kanapkę, mieszka w województwach lubelskim, podlaskim, podkarpackim i warmińsko-mazurskim.

Dane statystyczne pokazują też, że im więcej dzieci w rodzinie, tym mniej jedzą. Wedle ostatnich badań GUS, poniżej minimum egzystencji żyje 22 procent rodzin z trójką dzieci i aż 44 procent rodzin, w których dzieci jest więcej. Zdarza się, że z głodu bachory przenoszą się do lepszego świata. W zeszłym roku w Gdyni policja odkryła ciało 1,5-letniej Nikoli. Dziewczynka zmarła z braku papu. Taki sam los spotkał prawie 2-letniego Kubę, który w chwili śmierci ważył 5,4 kg.

Niedożywione dzieci chorują częściej i ciężej, mają więc znacznie większą szansę kopnąć w kalendarz z powodu dolegliwości, która normalnie uchodzi za wyleczalną, W styczniu 2010 r. w Bogatyni, w szpitalu na zapalenie płuc umarł 7-letni chłopczyk. Ważył 8 kilo.   

Robale. Pani Jola jest radcą prawnym, mąż podobnie. Mają dwoje dzieci, które chodzą do tej samej krakowskiej podstawówki, z której regularnie przynoszą wszy. Pani Jola tępi zwierzątka, szoruje dzieci, dzieci idą do szkoły i całą operację można zaczynać od początku.
- Wszy w mojej szkole zdarzają się kilka razy w roku – mówi Basia, nauczycielka polskiego w jednym z warszawskich gimnazjów.
- Wiadomo wszy w szkole to skandal. Kto posłałby swoje dziecko do szkoły, z której co kilka miesięcy wracają z wszawicą? - pyta Basia.

Gabinety lekarskie  w podstawówkach i gimnazjach to jedno ze wspomnień minionego systemu. Dziś szkoły stać najwyżej na higienistkę. Ona też przegrywa w walce z wszami, bo przepisy mówią, że może sprawdzać głowy dzieci tylko za zgodą rodziców. Najlepiej, by zgoda nie była bezterminowa, ale wydawana przez opiekunów na piśmie przed każdą kontrolą. W przeciwnym razie ucierpi godność dziecka.

Rodzice zaniedbanych, zawszonych dzieci swój rozum mają. Jak nie ma zgody i kontroli, to nie ma problemu. Według obowiązującego prawa  nie szkodzi, że bachorom wszy skaczą po kudłach. Owszem, dyrektor szkoły czy wychowawca może poprosić rodziców o interwencję. Skuteczność takiej prośby jest jednak niewielka: dziecko wraz ze zwierzyńcem dalej chodzi do szkoły.

Mały Niemiec, u którego stwierdzono obecność takich pasożytów, może wrócić do szkoły dopiero wtedy, gdy od lekarza uzyska zaświadczenie potwierdzające, że się ich pozbył. Małego Polaka nikt nie zmusi, aby wytruł robale.   

Suchoty.  O gruźlicy czytamy w podręcznikach historii  i książkach z minionej epoki. Prątki są jednak całkiem żywe i co roku zabijają ponad dwa miliony ludzi. W Polsce na gruźlicę zapada rocznie 10 tysięcy osób, umiera 1000. Szacuje się, że zarażona jest co trzecia osoba, ale chorują tylko ci z obniżona odpornością, czyli narkomani, alkoholicy, chorzy na AIDS i biedni. Z oficjalnych statystyk wynika, że liczba zachorowań spada. W odczuciu lekarzy chorych jest coraz więcej. Winny rozbieżności może być anachroniczny system zbierania danych i olewanie papierkowej roboty przez placówki służby zdrowia.    

Jako choroba, której nie ma, gruźlica nie zasługuje na działania profilaktyczne: diabli wzięli próby tuberkulinowe, obowiązkowe RTG klatki piersiowej, specjalistyczne poradnie, ograniczono szczepienia. Dlatego gruźlica jest diagnozowana w późnych stadiach.  

Leczenie trwa średnio pół roku. W Polsce nie można leczyć gruźlicy wbrew woli chorego i gruźlik nie musi brać leków. Jeśli w trakcie leczenia znudzi go gderanie doktora, może sobie odpuścić i rozsiewać prątki bez przeszkód.

Największą liczbę zachorowań notuje się na ścianie wschodniej. Prątki ze Wschodu są wredniejsze od polskich. Na Litwie, Białorusi czy Ukrainie zarazki często są lekoodporne. Gruźlica wielolekoodporna najczęściej pojawia się u pacjentów, którzy zbyt wcześnie przerwali leczenie tradycyjnej gruźlicy. Ciężko ją zdiagnozować, a kuracja trwa do dwóch lat. W wypadku jej przerwania zarazek może stać się skrajnie odporny na leczenie. Ten typ gruźlicy zdiagnozowano w 2007 r. w Europie Wschodniej u 14 procent chorych na gruźlicę wielolekoodporną.

Według sondażu przeprowadzonego przez największy portal społecznościowy dla lekarzy Konsylium24.pl. aż 73 procent polskich medyków nie czuje się odpowiednio przygotowanych do rozpoznawania i leczenia gruźlicy. Jeśli więc zauważysz u siebie kaszel, który trwa dłużej niż tydzień, lub trudności w oddychaniu albo jeśli bez diety chudniesz, zgłoś się do lekarza pierwszego kontaktu i krzycz „gruźlica”.

Syfilis
. Według powszechnej opinii, kiła już nie istnieje. Jeśli jednak zauważysz u siebie owrzodzenie narządów płciowych lub wysypkę na dłoniach i stopach, udaj się do lekarza. W Polsce więcej osób zaraża się kiłą niż HIV – notuje się około 1000 przypadków rocznie. O HIV trąbią media, o kile nikt nie wspomina. Może dlatego, że stanowiła oczko w głowie władz PRL. Choróbsko było tak rozpanoszone, że w 1946 r. przyjęto dekret o zwalczaniu chorób wenerycznych i przy każdej okazji robiono tak zwane badania WR. Dziś kasa znajduje się jedynie dla HIV – wirusa celebryty.

Kiły łatwo sie pozbyć, ale musi być leczona. Zarażona matka, której nie poda się penicyliny, zaraża dziecko (kiła wrodzona). Płód umiera bądź zamienia się w potworka. Badanie kosztuje 8 zł, podczas ciąży powinno być przeprowadzane dwukrotnie.  Coraz częściej nawet ciężarne Polki nie są badane na obecność krętków bladych. Oszczędzamy 16 zł na jednej ciężarnej i mamy dwukrotnie więcej przypadków kiły wrodzonej niż w latach 90.

Ile osób faktycznie choruje w Polsce na kiłę – nie wiadomo. Zdaniem naukowców, Polacy nie chorują na kiłę tylko dlatego, że nie zostali zdiagnozowani.

Agnieszka Dunat
 

Źródło: NIE 18/2010
Tytuł oryginału: Wszy, kiła i mogiła  
Odsłon: 4001