Kategoria: Idee nie domyślane
Image(Komentarz Demokratesa: najwyższy chyba czas poruszoną tu problematykę uczynić przedmiotem obszerniejszych studiów)

Filozofować - jak oddychać - należy zawsze. Kiedy rozpala się walka dotycząca wszystkich,  pytania o jej przyczyny, cele, strategie i skutki spędzają sen z oczu także osobom filozofującym. I nie dziwi już fakt, że filozofia potrafi tak wiele korzystać z wydarzeń ulicznych, gdy się dzieją w wielkiej skali. Refleksje nad daleko idącą zbieżnością poglądów Marksa i Arystotelesa w kwestiach gospodarczych nabierają w takiej sytuacji większego znaczenia i nowego wyrazu. Nie mogą bowiem pominąć problemów zasadniczych, które – przy lekturze niektórych fragmentów „Polityki” - odnosimy bez wahania do kapitalizmu, zwłaszcza w jego dzisiejszych zderegulowanych formach. Odmienność terminologii raczej ułatwia niż utrudnia percepcję, wzmacniając wrażenie, że starożytny filozof mówi jednocześnie o sprawach i sobie,  i nam współczesnych. 
 
Oczywiście, myśląc o tym nie można nie mieć przed oczami faktu, że kapitalizm rozwijał się już w głębokiej starożytności. To prawda, iż daleko mu było jeszcze do tego, by stać się systemem gospodarczym panującym, lecz już w czasach Arystotelesa i Platona nie tylko w Atenach, ale i  w kilku innych rejonach ówczesnego świata wpływał znacznie na życie społeczne, politykę oraz postawy moralne ludności. Czynił to zwłaszcza tam, gdzie z pracą w gospodarstwach  rodzinnych konkurowała realnie i dynamicznie praca najemna, wielki handel i spekulacje finansowe. Co więcej, finansjeryzacja kapitału  z ekspansją kapitału czysto spekulacyjnego już w okresie klasycznym zaczynała dezorganizować pozostałe dziedziny gospodarki, powodując nieopłacalność  produkcji  na niejednym polu.  W Grecji hellenistycznej, a zwłaszcza w cesarskim Rzymie, gdzie cesarze najwyższą władzę polityczną łączyli z władzą finansową podobną do tej, którą sprawują dzisiejsze korporacje bankowe, ogólna sytuacja gospodarczo-społeczna  przypominała naszą  obecną w sposób zaskakująco wyraźny.   

Lecz wszystkie te ważne sprawy – włącznie z filologicznymi  szczegółami wzmiankowanej kwestii myślowego zadłużenia Marksa u Arystotelesa – zostawmy na boku.  Istotniejsze wydają się tutaj  same  podobieństwa, które łączą obu myślicieli w ich refleksji nad kapitałem i zyskiem. Nie oznacza to umniejszania różnic, które ich na interesującym nas polu dzieliły.

Stanowi te różnice między innymi silniejszy u Arystotelesa komponent oceny estetycznej lub estetyczno-moralnej. Konkretnie - owo przejęte od greckich arystokratów obrzydzenie do wszelkiego oszustwa i finansowych spekulacji jako efektu i przejawu nienasyconej chciwości. I, co nie mniej ważne: Arystoteles zyskiem i kapitałem interesował się prawie wyłącznie dla wskazania na tkwiące tu patologie, lecz przede wszystkim dla uwypuklenia zalet gospodarki rozumnej i godziwej, Marks z wielostronnego badania kapitału uczynił dzieło życia, daleko wykraczające poza przestrogę i nadrzędny cel naprawczy.

Łączy obu myślicieli przede wszystkim ideał gospodarki. Gospodarki, w której praca, produkcja i wymiana handlowa  służą zaspokajaniu jednostkowych i społecznych potrzeb, materialnych, psychicznych i w zakresie rozwoju moralnego. W samej krytyce kapitału podobieństwo ich zasadniczego nastawienia zdradzają, paradoksalnie, także różnice stosowanych definicji i podziałów. To bowiem, że Marks - inaczej niż  Arystoteles - negatywnych zjawisk ekonomicznych z ekonomii nie wyłączał, uzmysławia, jak wielki był radykalizm moralny Arystotelesa w tych kwestiach. Nie mniejszy niż Marksa w krytyce kapitalistycznego wyzysku.

Dopowiadając rzecz do końca, wypada przypomnieć fakt dość znany. Ten mianowicie, że sferę gospodarowania rozdzielał  Arystoteles na dwie części różne co do swej dynamiki i niepodobne do siebie pod względem moralnym: całą praktykę i sztukę osiągania zysku  wyłącznie dla niego samego i bez ograniczeń dobrem osób i zbiorowości pozostawiał pozą obrębem gospodarowania  zasługującego na tę nazwę; szukając miana dla zasadniczej  odrębności tych praktyk i umiejętności, a także dla gałęzi wiedzy o nich traktującej, znalazł je w owej dźwięcznie brzmiącej „chrematystyce”, o której - zapewne nieprzypadkowo - słyszy się  także poza filologią i ekonomią coraz częściej.  Zauważmy nawiasem, że jako pochodną od słowa „chrema”  - „zysk”, ”pieniądz”, „kapitał” - można ją tłumaczyć na co najmniej kilka sposobów. Na przykład -  gdy dotyczy bardziej działania niż wiedzy  - jako „groszoróbstwo”, lub „spekulanctwo finansowe”; a także jako „kapitalizm”,  w sensie - rzecz jasna - nie ustroju ekonomicznego-politycznego, lecz zbijania kapitału.  Nie jest przypadkiem, że Marks – choć sam nie szedł tą drogą – w wywodach poświęconych ogólnej formule kapitału przywołał na ich poparcie właśnie ową „chrematystykę” jako wyróżnienie, które chwyta istotę sprawy. Skupiony notabene na charakterystyce zjawiska, własnej i swoich poprzedników, na oceny moralne i estetyczne nie znalazł miejsca  w tych wywodach (1).   

Arystoteles na swą dezaprobatę moralną położył, jak podkreślono, silny nacisk. Uczynił to przede wszystkim  z  powodu  owego  nierozerwalnego związku, który zachodzi między pomnażaniem kapitału a chciwością i brakiem miary: chciwość zaliczał do wad najobrzydliwszych, brak miary potępiał z powodu nieszczęść, które wynikają z niego – z przyczyn niejako przyrodniczych – dla  jednostek i społeczności; nie musiał tego zresztą zaznaczać wprost, było to bowiem przekonanie powszechnie podzielane; przywiązując wagę do szczęścia jednostek i – jak każdy Ateńczyk – do pomyślności państwa, na obu tych wartościach zbudował swój model prawidłowej gospodarki.

Krytykując pod hasłem chrematystyki model temu modelowi przeciwny, sięgał do argumentu  koniecznej zgody między środkami gospodarowania a jego celami: cele te  może tworzyć tylko zaspokajanie potrzeb jednostek, rodzin i społeczeństwa i z tego powodu zysk może być jedynie nagrodą za dobre gospodarowanie, czyli środkiem do celu, nigdy zaś celem samym w sobie. Jeśli takim niezależnym celem  staje się mimo to, budzi żądzę pomnażania zysku w nieskończoność, stymuluje do tworzenia bogactw nieskończenie wielkich. Dzieje się tu zupełnie inaczej niż przy zaspokajaniu naturalnych potrzeb człowieka, gdzie - jak w tradycyjnym gospodarstwie rodzinnym - cele działania są konkretne i skończone (2).
    
Krytykę gospodarki opartej na kapitale połączył z jej negatywną oceną jako umiejętności i wiedzy, i to bez wątpienia z rozmysłem. Zaryzykujmy twierdzenie odważniejsze: rozwijając argumenty przeciw chrematystyce, inicjował nic innego jak przyszłą „krytykę ekonomii politycznej”; w każdym razie,  zaatakował znajdujące się w obiegu  opinie i postulaty, które można uznać zasadnie za zrąb czegoś w rodzaju ekonomii politycznej tamtego czasu. Zakwestionowane umiejętności krytykował bowiem nie same  w sobie, lecz z tej racji, iż odzywały się w jego czasach głosy, być może dość częste, by nadać tym umiejętnościom status wiedzy koniecznej lub potrzebnej w państwie (3).

Zgłaszając ten protest, miał zatem na oku - podobnie jak Marks w „Kapitale” – nie tyle taki czy inny porządek w wiedzy naukowej, co jej wpływ na społeczną praktykę. I podobnie jak on kierował się względami moralnymi, choć nie była to w jego wypadku szczególna troska o ubogich i wydziedziczonych, raczej dbałość o szczęście ogółu obywateli, w której upatrywał notabene najbardziej fundamentalne zadanie państwa. Potępiając w tym duchu gospodarowanie prowadzące do  powstawania bezgranicznie wielkich fortun, nie łudził się, że mogą przyczyniać się one do siły państwa (4) lub zwiększać dobrobyt współobywateli. Przeciwnie, swą krytykę chciwości uruchamianej przez mnożenie kapitału uzasadniał tym,  że ludzie tą wadą obciążeni zachowują swe bogactwa tylko dla siebie (5).  Zarazem, w nieco innym kontekście – cech najlepszego ustroju politycznego  -  podkreślał z naciskiem zagrożenie, jakie ludzie bardzo bogaci stanowią dla dobra wspólnego. Przestrzegał także przed niestabilnością państwa, którego ludność jest pod względem ekonomicznym silnie rozwarstwiona:  masy ludzi biednych potrafią obalić panujący ustrój,  wielcy bogacze są do tego również zdolni i, co także stanowi wielki problem w państwie, wykazują skłonność do lekceważenia prawa; sprawując rządy, nie potrafią tego czynić inaczej, jak tylko w sposób despotyczny (6).

Arystotelesowska krytyka ekonomi politycznej, by pozostać przy tym nie całkiem anachronicznym określeniu, była dopiero szkicowym zaczątkiem doktryny.  Nie zawierała w sobie, rzecz jasna,  niczego takiego, jak  pojęcie czy teoria wartości dodatkowej, warto jednak zauważyć, że  sięgała między innymi do argumentu wyzysku lub wykorzystywania innych (7).   Odnosiła ten wyzysk do handlu na wielką skalę, lecz  przede wszystkim do pożyczania pieniędzy  na procent, i to nie dbając o zaznaczenie, że chodzi o procent wysoki.   Dorzucała do tego nie bardzo dziś przekonujący argument niezgodności tych sposobów zarobkowania z naturą, a tak właśnie kwalifikował Arystoteles rodzenie się pieniądza z samego pieniądza (8). Oczywiście, także z racji zaczątkowości wielu innych myśli  nie jest to krytyka mogąca zaspokajać nasze dzisiejsze potrzeby poznawcze czy oświatowe.  Nie uwzględnia, na przykład możliwości przejmowania przez kapitał finansowy władzy politycznej w państwie czy na świecie, nie mówi także nic – przynajmniej nie mówi bezpośrednio - o przyczynach ponętności krytykowanej pseudogospodarki, które tworzy szczególna łatwość i szybkość  właściwych jej metod działania. Nieprzemijającą wartość poznawczą i oświatową  – podkreślmy to jeszcze raz – ma  przez swoją zasadniczą dystynkcję:  przez owo,  kontynuowane przez potomnych,  odróżnienie praktyk i wiedzy  służących człowiekowi od „niepotrzebnej sztuki zdobywania pieniędzy” (9). Od – mówiąc krótko – praktyk  skrajnie egoistycznych.      

Podobieństwo  do krytyki ekonomii politycznej jest godne uwagi i pamięci.   Lecz przecież przypominanie tych spraw może mieć i ma sens znacznie szerszy niż odświeżanie wiedzy o dziejach nauki i etyki, a jest to sens co najmniej dwojaki.

Po pierwsze, pamięć o bardzo starej historii danego problemu unaocznia ważność i jego samego, i  naszego nim zaabsorbowania.   Dobrze jest mieć w tym aspekcie przed oczami fakt, że w dzieje etycznych i teoretycznych reakcji na rozwój kapitalizmu  wpisują się nie tylko Karol Marks, Fryderyk Engels i Róża Luksemburg czy  - w sposób bardziej pośredni - Maynard Keynes. Dobrze jest pamiętać, że należeli do tych dziejów nie tylko Arystoteles, lecz w pewnej mierze również Platon, Plutarch, Cyceron i Tacyt oraz wielu innych autorów w różnych epokach i kulturach, kiedy wyrażali sprzeciw wobec rozwoju lichwy lub kapitału bankowego. Po drugie, a jest to sprawa nie mniej dramatyczna i groźna,  o sprzeciwie tym  warto pamiętać także w aspekcie przestrogi: przed diagnozami i remediami tyleż bałamutnymi, co zbrodniczymi; zwłaszcza przed diagnozą  upatrująca przyczynę problemu nie w deregulacjach i hipertrofii kapitału, lecz w  jego rozwijaniu przez Żydów.

Rzecz jasna, można tu wyrazić ubolewanie, że zmagań o prodemokratyczne regulacje kapitału najdojrzalsza nawet świadomość tych wszystkich spraw ani nie przyspieszy, ani nie ułatwi w znaczącym stopniu. Że nie wynika z tej świadomości umiejętność tak podstawowa, jak  stosowanie odpowiedniej strategii w owych niezmiernie trudnych zmaganiach. Nie twierdząc, że jest zupełnie inaczej, można jednak obstawać przy tym, iż, jak w całej historii udanych i nieudanych prób polepszania warunków człowieczeństwa, tak i dzisiaj liczy się ciągłość i całościowość myśli. W tym także - wyostrzona świadomość rozwiązań pozytywnie sprawdzonych oraz tych, których lepiej nie powtarzać. Priorytetowa problematyka optymalnej strategii jest pewnej istotnej mierze pochodną tych wyborów, lecz przede wszystkim podstawowego wyboru etyczno-poznawczego. Krytyczna tradycja arystotelesowsko-marksowska  pozostaje także dzisiaj  poza wszelką konkurencją. Nawet jeśli  świadoma  ogromu strategicznych  trudności  - pobudza do działań tak umiarkowanych i kompromisowych, jak  regulacje kapitału stosowane w ubiegłym stuleciu.

Ogrom trudności dzisiejszych kontrastuje z ogromem koniecznych zmian. Lecz kontrastuje także z potencjałem niezadowolenia i identyfikacji ideowych: dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludności globu ma uzasadniony powód, by kontynuować krytycyzm i sprzeciw  Arystotelesa. Nawet jeśli przestrogi przed  pseudoekonomią i pseudogospodarką odnoszą się w rzeczywistości do zagrożeń bytowych rzesz ludzkich nie aż tak wielkich, chodzi tu o  samo centrum centralnego problemu.  Oburzone ulice roku 2011 osiągną, być może, dramatycznie niewiele. Musiałyby nie pustoszeć bardzo długo! Czy przynajmniej wpłyną na filozofię lub przyśpieszą odradzanie się ekonomii politycznej życzliwszej człowiekowi? Jedno i drugie - nie wykluczone.  

W Jedlni Letnisku,  19.10.2011
 
Kilka odsyłaczy źródłowych   

(1) Karol Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej, Tom pierwszy Księga I, Rozdział czwarty – Przemiana pieniądza w kapitał, 1. Ogólny wzór kapitału, przyp.6 (wg wyd.: Książka i Wiedza, Warszawa 1951).  
(2) Arystoteles, Polityka, ks. I, rozdz. 8 -23, 1260 a.   
(3) Tamże, ks. I, rozdz. 3  § 18,   1257 b,  oraz w tymże rozdziale § 21 z polemiczną wzmianką o chrematystyce, która bywa zalecana nie tylko zarządcom domów, ale i mężom stanu.  
(4) Zagrożenia państwa i współobywateli ze strony m.in. bogaczy rozpatrywał Arystoteles także przy omawianiu wad i zalet ostracyzmu, tamże, ks. III, rozdz. 8, § 1-7, 1284 a – 1284 b.  Por. filozoficzno-estetyczne uwagi o właściwych proporcjach dobrze funkcjonującego społeczeństwa, urządzenia  lub żywego organizmu z przykładem zbyt wielkiej, choćby bardzo pięknej, nogi człowieka lub rufy statku, tamże, ks. III, rozdz. 8, § 5, 1284 b. Por też twierdzenie o bogactwie i biedzie jako czynnikach niesprzyjających rozumnym zachowaniom obywateli, tamże ks. IV, rozdz. 9, § 4. 1295 b.
(5)Arystoteles, Etyka Nikomachejska,  ks. IV, 1121 b.
(6) Arystoteles, Polityka, ks. IV, rozdz. 9, § 3 – 8, zwłaszcza §5,  1295 a
(7) Tamże, ks. I,  rodz.3,  § 23, 1257 1258 a -1258  b
(8) Tamże, ks. I, rozdz.3, § 23, 1258 b.
(9) Tamże,  ks. I, rozdz. 3 § 20, 1258 a.

 


Tekst napisany dla Forum Klubowego

 

Odsłon: 4292