(Komentarz Demokratesa; chociaż wedle panującej nam poprawności moralnej wszystkie wiary religijne i religie są jednakowo rozumne albo nierozumne, warto mieć na uwadze istnienie wiar religijnych mniej prymitywnych, w których na polityczne kontrakty z Bogiem nie ma miejsca)
Czy można Boga postawić przed trybunałem? Czy można z nim walczyć? A może nie tylko można, ale i trzeba? Dla dobra własnej psychiki, dla uratowania siebie.
Czy można Boga postawić przed trybunałem? Czy można z nim walczyć? A może nie tylko można, ale i trzeba? Dla dobra własnej psychiki, dla uratowania siebie.
Idea walki człowieka wierzącego z Bogiem jest stara jak… Biblia. Wszak Jakub, jeden z protoplastów tzw. narodu wybranego, dostał nowe imię, bo „walczył z Bogiem”. Spór Żyda z Bogiem jest obecny w całej tradycji judaistycznej, a nasilił się – ze zrozumiałych powodów – w czasie Holocaustu i zaraz po nim. Powstała wówczas nowa teologia judaistyczna i potężna fala niejako protestacyjnego ateizmu, bo – zdaniem wielu Żydów – nic nie może wytłumaczyć ani usprawiedliwić Zagłady. Ale problem nie dotyczy bynajmniej tylko Żydów, nawet sama kwestia Holocaustu wychodzi poza judaizm. Z kwestią sprawiedliwości (niesprawiedliwości) Boga zderza się prędzej czy później każdy wierzący, w tym każdy przyszły ateista i agnostyk.
W tym kontekście godnym polecenia jest film telewizyjny, a może raczej sztuka teatru telewizji, zrealizowana kilka lat temu przez BBC i amerykańską telewizję edukacyjną WGBH, pt. „God on trial”, czyli „Bóg przed sądem”. Sztuka (ze świetną obsadą aktorską) przedstawia proces wytoczony Bogu przez żydowskich więźniów Auschwitz, którzy oskarżają go o złamanie przymierza z Żydami i organizują prowizoryczny sąd w jednym z obozowych baraków. Proces jest formą wyrażenia bólu, rozpaczy i złości przez ludzi nazwanych „narodem wybranym”, który Jahwe obiecał chronić. Tymczasem przypadło im w udziale nie tylko straszne cierpienie i perspektywa rychłej śmierci, ale także oglądanie zagłady całego znanego im świata, całego narodu. Gdzie jest Bóg? – pytali jak najbardziej zasadnie.
Jeden z pobożnych Żydów twierdził w procesie, że cierpienie Żydów ma charakter notoryczny, co uważał za okoliczność łagodzącą i przemawiającą na korzyść Jahwe. Cóż – dowodził – jesteśmy Żydami, a naszym udziałem jest cierpienie. Inni uznali to jednak za przejaw stałego sprzeniewierzenia się Boga zawartej z narodem umowie.
Wierny próbował twierdzić dalej, że cierpienie jest rodzajem próby, jakiej poddawani są ludzie religijni. – Może to nie Bóg pogwałcił najpierw przymierze, ale my? – pytał. Zatem cierpienie byłoby także karą za grzechy. Oskarżył też Żydów o zeświecczenie, masowe odstępstwo i uleganie ideologiom – syjonizmowi, socjalizmowi, kapitalizmowi. Inni obecni na procesie przypomnieli, że hitlerowcy mordują także prawowiernych, cichych i spokojnych Żydów ortodoksyjnych. No i dzieci… Przypomniano także, że kara musi być proporcjonalna do popełnionego występku, a cóż takiego strasznego zrobili ludzie, których wymordowano setkami i tysiącami? Co zrobiły dzieci?
Na to jeden z obecnych w baraku rabinów przypomniał, że w karach spadających na naród nie ma niczego osobistego i że nie cierpią tylko ci, którzy zawinili. Przymierze zawarto z narodem, a nie z jednostkami, więc to naród cierpi za karę. Ponadto uznał, że nieszczęście, jakie spotkało Żydów, należy być może uznać za oczyszczenie – „coś bolesnego, ale pięknego”. Coś, co prowadzi do „wyższego dobra”. A pozostali przy życiu będą się cieszyć byciem „świętą resztką”, która dostąpi przyjścia Mesjasza. Zatem ten koszmar miałby być przywilejem, a zamordowani – wspaniałą, bo niewinną, ofiarą złożoną Bogu.
Pada zatem pytanie: czy w takim razie Hitler i Mengele są Bożymi pomocnikami, skoro cała masakra Żydów jest realizacją niebiańskiego zamiaru? Sprzeciw wobec Hitlera byłby więc walką z Bogiem… Rodzi się jeszcze jeden problem. Kto doczeka Mesjasza w obliczu morderczej machiny Holocaustu? Ludzie najgorszego sortu i najpodlejszych charakterów, którzy zgodzili się na pracę w charakterze obozowego kapo albo na wpychanie innych do komór gazowych? Czy to miałaby być ta „święta resztka Izraela”?
Pojawił się także problem wolnej woli. Jeden ze studentów prawa zwrócił uwagę na to, że Bóg zawsze daje człowiekowi wybór. Wówczas jeden z ojców powiedział, że esesman pozwolił mu uratować jednego z trzech synów. Sam miał wybrać, który z nich ocaleje. Jaki właściwie miał wybór? Co podlegało jego wyborowi? Czym jest wobec tego wolna wola?
Pojawia się w trakcie debaty jeszcze jeden problem – Bóg zabrał Żydów z Egiptu. Ale jak oni tam wcześniej trafili? Czy nie on ich tam umieścił z pomocą zarządcy Józefa, syna Izaaka? Zatem Bóg był zarówno sprawcą nieszczęścia, jak i wybawicielem! Czy to nie dziwne? W zemście za ucisk Żydów pozabijał dzieci Egipcjan, czyli istoty niewinne. A co ze słynną ziemią obiecaną? Była cudowna, ale już zamieszkana. Bóg kazał wygnać i wymordować zaludniające ją narody. Okazuje się, że Żydzi, starając się przypodobać Bogu, popełniali niegodziwości, a Bóg często nie karał sprawców zła, ale na przykład ich dzieci. Jeden z więźniów dowodzi, i to skutecznie, że Żydzi czują się w czasie Holocaustu, jak narody gnębione przez ich Boga wcześniej – Egipcjanie i Amalekici. Gnębione czasem rękami Żydów. W świetnej przemowie dochodzi do tego, że być może trafne są słowa „Gott mit uns” napisane na pasach żydowskich oprawców. Być może Bóg stał się wrogiem Żydów, tak jak był wrogiem Amalekitów i Egipcjan. A przymierze zostało teraz zawarte z hitlerowcami…
Ostatecznie Bóg zostaje przez ludowy trybunał skazany, ale dzień kończy się wyprowadzeniem części więźniów na zagładę. Sztuka kończy się wspólną modlitwą w obliczu śmierci, prowadzoną także w komorze gazowej, choć nie wszyscy skazańcy w niej uczestniczą. Modlą się jednak niektórzy z grona głównych oskarżycieli Boga. Prawdę mówiąc, ta scena jest jakby kapitulacją części więźniów przed strachem i majestatem śmierci oraz… Boga. Zakończenie sztuki staje się jak gdyby usprawiedliwieniem Jahwe. Wszak przymierze nie zostało złamane – wielu zginęło, ale naród przetrwał. Oskarżyciele Boga milkną w obliczu śmierci, a modlitwa staje się ostatnią pociechą, nawet dla niektórych bluźnierców.
Choć zakończenie rozczarowuje, to dialogi „Boga przed sądem” są godne uwagi jako wyrafinowana rozprawa teologiczno-filozoficzna, wobec której trudno przejść obojętnie. Widz jest konfrontowany z tym, co w życiu jest najstraszniejsze i najpoważniejsze, a jego światopogląd przechodzi przez trudny egzamin. Link do „God on trial” z polskimi napisami zamieściliśmy na naszej stronie internetowej www.faktyimity.pl.
Żródło: Fakty i Mity
W tym kontekście godnym polecenia jest film telewizyjny, a może raczej sztuka teatru telewizji, zrealizowana kilka lat temu przez BBC i amerykańską telewizję edukacyjną WGBH, pt. „God on trial”, czyli „Bóg przed sądem”. Sztuka (ze świetną obsadą aktorską) przedstawia proces wytoczony Bogu przez żydowskich więźniów Auschwitz, którzy oskarżają go o złamanie przymierza z Żydami i organizują prowizoryczny sąd w jednym z obozowych baraków. Proces jest formą wyrażenia bólu, rozpaczy i złości przez ludzi nazwanych „narodem wybranym”, który Jahwe obiecał chronić. Tymczasem przypadło im w udziale nie tylko straszne cierpienie i perspektywa rychłej śmierci, ale także oglądanie zagłady całego znanego im świata, całego narodu. Gdzie jest Bóg? – pytali jak najbardziej zasadnie.
Jeden z pobożnych Żydów twierdził w procesie, że cierpienie Żydów ma charakter notoryczny, co uważał za okoliczność łagodzącą i przemawiającą na korzyść Jahwe. Cóż – dowodził – jesteśmy Żydami, a naszym udziałem jest cierpienie. Inni uznali to jednak za przejaw stałego sprzeniewierzenia się Boga zawartej z narodem umowie.
Wierny próbował twierdzić dalej, że cierpienie jest rodzajem próby, jakiej poddawani są ludzie religijni. – Może to nie Bóg pogwałcił najpierw przymierze, ale my? – pytał. Zatem cierpienie byłoby także karą za grzechy. Oskarżył też Żydów o zeświecczenie, masowe odstępstwo i uleganie ideologiom – syjonizmowi, socjalizmowi, kapitalizmowi. Inni obecni na procesie przypomnieli, że hitlerowcy mordują także prawowiernych, cichych i spokojnych Żydów ortodoksyjnych. No i dzieci… Przypomniano także, że kara musi być proporcjonalna do popełnionego występku, a cóż takiego strasznego zrobili ludzie, których wymordowano setkami i tysiącami? Co zrobiły dzieci?
Na to jeden z obecnych w baraku rabinów przypomniał, że w karach spadających na naród nie ma niczego osobistego i że nie cierpią tylko ci, którzy zawinili. Przymierze zawarto z narodem, a nie z jednostkami, więc to naród cierpi za karę. Ponadto uznał, że nieszczęście, jakie spotkało Żydów, należy być może uznać za oczyszczenie – „coś bolesnego, ale pięknego”. Coś, co prowadzi do „wyższego dobra”. A pozostali przy życiu będą się cieszyć byciem „świętą resztką”, która dostąpi przyjścia Mesjasza. Zatem ten koszmar miałby być przywilejem, a zamordowani – wspaniałą, bo niewinną, ofiarą złożoną Bogu.
Pada zatem pytanie: czy w takim razie Hitler i Mengele są Bożymi pomocnikami, skoro cała masakra Żydów jest realizacją niebiańskiego zamiaru? Sprzeciw wobec Hitlera byłby więc walką z Bogiem… Rodzi się jeszcze jeden problem. Kto doczeka Mesjasza w obliczu morderczej machiny Holocaustu? Ludzie najgorszego sortu i najpodlejszych charakterów, którzy zgodzili się na pracę w charakterze obozowego kapo albo na wpychanie innych do komór gazowych? Czy to miałaby być ta „święta resztka Izraela”?
Pojawił się także problem wolnej woli. Jeden ze studentów prawa zwrócił uwagę na to, że Bóg zawsze daje człowiekowi wybór. Wówczas jeden z ojców powiedział, że esesman pozwolił mu uratować jednego z trzech synów. Sam miał wybrać, który z nich ocaleje. Jaki właściwie miał wybór? Co podlegało jego wyborowi? Czym jest wobec tego wolna wola?
Pojawia się w trakcie debaty jeszcze jeden problem – Bóg zabrał Żydów z Egiptu. Ale jak oni tam wcześniej trafili? Czy nie on ich tam umieścił z pomocą zarządcy Józefa, syna Izaaka? Zatem Bóg był zarówno sprawcą nieszczęścia, jak i wybawicielem! Czy to nie dziwne? W zemście za ucisk Żydów pozabijał dzieci Egipcjan, czyli istoty niewinne. A co ze słynną ziemią obiecaną? Była cudowna, ale już zamieszkana. Bóg kazał wygnać i wymordować zaludniające ją narody. Okazuje się, że Żydzi, starając się przypodobać Bogu, popełniali niegodziwości, a Bóg często nie karał sprawców zła, ale na przykład ich dzieci. Jeden z więźniów dowodzi, i to skutecznie, że Żydzi czują się w czasie Holocaustu, jak narody gnębione przez ich Boga wcześniej – Egipcjanie i Amalekici. Gnębione czasem rękami Żydów. W świetnej przemowie dochodzi do tego, że być może trafne są słowa „Gott mit uns” napisane na pasach żydowskich oprawców. Być może Bóg stał się wrogiem Żydów, tak jak był wrogiem Amalekitów i Egipcjan. A przymierze zostało teraz zawarte z hitlerowcami…
Ostatecznie Bóg zostaje przez ludowy trybunał skazany, ale dzień kończy się wyprowadzeniem części więźniów na zagładę. Sztuka kończy się wspólną modlitwą w obliczu śmierci, prowadzoną także w komorze gazowej, choć nie wszyscy skazańcy w niej uczestniczą. Modlą się jednak niektórzy z grona głównych oskarżycieli Boga. Prawdę mówiąc, ta scena jest jakby kapitulacją części więźniów przed strachem i majestatem śmierci oraz… Boga. Zakończenie sztuki staje się jak gdyby usprawiedliwieniem Jahwe. Wszak przymierze nie zostało złamane – wielu zginęło, ale naród przetrwał. Oskarżyciele Boga milkną w obliczu śmierci, a modlitwa staje się ostatnią pociechą, nawet dla niektórych bluźnierców.
Choć zakończenie rozczarowuje, to dialogi „Boga przed sądem” są godne uwagi jako wyrafinowana rozprawa teologiczno-filozoficzna, wobec której trudno przejść obojętnie. Widz jest konfrontowany z tym, co w życiu jest najstraszniejsze i najpoważniejsze, a jego światopogląd przechodzi przez trudny egzamin. Link do „God on trial” z polskimi napisami zamieściliśmy na naszej stronie internetowej www.faktyimity.pl.
Żródło: Fakty i Mity