W niezliczonych dyskusjach, jakie toczą się w domach i w internecie, często można spotkać się z pytaniem, a właściwie zarzutem kierowanym pod adresem ludzi niewierzących: Dlaczego właściwie propagujecie tak gorliwie wasze poglądy?
Pogląd ten na ogół formułowany jest przez ludzi wierzących, którzy dziwią się ateistom, że ci, czasem z wielkim zapałem i oddaniem, propagują swój punkt widzenia. – Przecież wy w NIC nie wierzycie! – mówią wierzący. – Jak możecie być oddanymi apostołami NICZEGO?! Dajcie nam spokój, wstydźcie się i siedźcie cicho. Co wam przeszkadza, że ktoś wierzy w to, na co ma ochotę!
Czy niewierzący mają prawo do działania w poczuciu misji i czy jest to misja głoszenia nicości? Myślę, że każdy może ze swoim życiem zrobić to, co zechce, o ile nie przekracza prawa państwa ustanowionego przez wspólnotę. Na tym polega wolność, jaką daje ateistyczny humanizm. Można spędzać życie na realizacji zainteresowań lub poszukiwaniu przyjemności. Jeśli ktoś chce, może podążyć za głosem natury i po prostu oddać się wychowaniu dzieci. Znam też takich, którzy bardzo lubią dzieci, i dlatego... nie mają ich, bo nie chcą narazić je na życie w niesympatycznym świecie, na choroby i śmierć, a samych siebie na wrzuty sumienia i frustracje z tym związane. I jedni, i drudzy mogą też znaleźć inne powody do życia. Jednym z nich jest np. propagowanie świeckiego humanizmu.
Humanistyczna wizja świata nie skupia się bynajmniej na podkreślaniu faktu nieistnienia bogów. Ateizm lub agnostycyzm to tylko punkt wyjścia, a nie koniec drogi. Humanizm laicki jest oparty na wartościach, które nie mają nic wspólnego z nicością, negacją czy pustką. Fundamentem jest tutaj Deklaracja praw człowieka (razem z prawami ekonomicznymi, socjalnymi i kulturowymi), a drogą do jej realizacji jest szeroko pojęta demokracja i współdziałanie. Celem jest maksymalne dobro maksymalnej liczby ludzi, oceniane oczywiście ze świeckiej perspektywy. Humaniści mają powód do głoszenia swoich poglądów jeszcze i z tej przyczyny, że jest to środowisko, którego nie słychać i nie widać – właściwie nie istnieje w świadomości społecznej. Humanizm niegłoszony będzie umierał i zginie w hałasie innych poglądów propagowanych często nachalnie i za ciężkie pieniądze.
Pytanie o napęd i motywację do działania jest, oczywiście, bardzo dobrze postawioną kwestią. Dobrze jest zbadać samego siebie, znaleźć i nazwać to, co pcha nas do działania. A motywacje mogą być przeróżne: nienawiść, współczucie, zemsta, strach, sympatia, samoobrona, lojalność wobec myślących podobnie, chęć popisania się lub niesienia pomocy i zapewne jeszcze kilkadziesiąt innych rzeczy. Każde z tych silnych uczuć może być źródłem poczucia misji, a w omawianym przypadku – także misji niesienia humanistycznego ateizmu.
Ateiści i agnostycy są w Polsce obecnie stosunkowo niewielką mniejszością. Poza okolicami wielkich miast są na ogół mocno osamotnieni i nieobce są im takie stany psychiczne jak frustracja, strach, a nawet poczucie osaczenia. Nie ma w tym nic dziwnego – wszak żyją w kraju zdominowanym ideologicznie przez ogromną, wpływową i skrajnie autorytarną sektę religijną, która chce kontrolować wszystko i wszystkich. Każdy, kto nie skłoni przed nią głowy i nie przystanie na jej warunki, musi się liczyć z upokorzeniami, dyskryminacją, odgrywaniem roli obywatela drugiej kategorii.
Pokusa pogrążenia się we frustracji, beznadziei, złości i innych negatywnych uczuciach oraz pokusa działania pod ich wpływem jest bardzo silna. Ale błogosławieni, którzy nie dadzą sobie narzucić warunków dyktowanych przez dominującego przeciwnika. Możemy starannie wypracować w sobie higienę psychiczną, która pozwoli patrzeć na świat spokojnie i łagodnie, a także działać konsekwentnie, lecz bez niszczenia innych.
Sądzę, że najlepszym motorem do działania jest współczucie, czy może lepiej – współodczuwanie, bo ten pierwszy termin zabarwiony jest trochę sentymentalną pozą łaskawego pochylania się nad cudzą biedą. Głosimy humanizm, bo szkoda nie tylko nas samych, ale i innych ludzi zniewolonych dogmatyczną, opresyjną wizją świata. Nie chcę, aby mi się źle działo i dla innych także chcę życia w humanistycznej wolności i w świecie mniej wypełnionym przemocą, wyzyskiem i oszustwem. Nie wydaje mi się, aby to była ewangelia pustki i nicości.
Czy niewierzący mają prawo do działania w poczuciu misji i czy jest to misja głoszenia nicości? Myślę, że każdy może ze swoim życiem zrobić to, co zechce, o ile nie przekracza prawa państwa ustanowionego przez wspólnotę. Na tym polega wolność, jaką daje ateistyczny humanizm. Można spędzać życie na realizacji zainteresowań lub poszukiwaniu przyjemności. Jeśli ktoś chce, może podążyć za głosem natury i po prostu oddać się wychowaniu dzieci. Znam też takich, którzy bardzo lubią dzieci, i dlatego... nie mają ich, bo nie chcą narazić je na życie w niesympatycznym świecie, na choroby i śmierć, a samych siebie na wrzuty sumienia i frustracje z tym związane. I jedni, i drudzy mogą też znaleźć inne powody do życia. Jednym z nich jest np. propagowanie świeckiego humanizmu.
Humanistyczna wizja świata nie skupia się bynajmniej na podkreślaniu faktu nieistnienia bogów. Ateizm lub agnostycyzm to tylko punkt wyjścia, a nie koniec drogi. Humanizm laicki jest oparty na wartościach, które nie mają nic wspólnego z nicością, negacją czy pustką. Fundamentem jest tutaj Deklaracja praw człowieka (razem z prawami ekonomicznymi, socjalnymi i kulturowymi), a drogą do jej realizacji jest szeroko pojęta demokracja i współdziałanie. Celem jest maksymalne dobro maksymalnej liczby ludzi, oceniane oczywiście ze świeckiej perspektywy. Humaniści mają powód do głoszenia swoich poglądów jeszcze i z tej przyczyny, że jest to środowisko, którego nie słychać i nie widać – właściwie nie istnieje w świadomości społecznej. Humanizm niegłoszony będzie umierał i zginie w hałasie innych poglądów propagowanych często nachalnie i za ciężkie pieniądze.
Pytanie o napęd i motywację do działania jest, oczywiście, bardzo dobrze postawioną kwestią. Dobrze jest zbadać samego siebie, znaleźć i nazwać to, co pcha nas do działania. A motywacje mogą być przeróżne: nienawiść, współczucie, zemsta, strach, sympatia, samoobrona, lojalność wobec myślących podobnie, chęć popisania się lub niesienia pomocy i zapewne jeszcze kilkadziesiąt innych rzeczy. Każde z tych silnych uczuć może być źródłem poczucia misji, a w omawianym przypadku – także misji niesienia humanistycznego ateizmu.
Ateiści i agnostycy są w Polsce obecnie stosunkowo niewielką mniejszością. Poza okolicami wielkich miast są na ogół mocno osamotnieni i nieobce są im takie stany psychiczne jak frustracja, strach, a nawet poczucie osaczenia. Nie ma w tym nic dziwnego – wszak żyją w kraju zdominowanym ideologicznie przez ogromną, wpływową i skrajnie autorytarną sektę religijną, która chce kontrolować wszystko i wszystkich. Każdy, kto nie skłoni przed nią głowy i nie przystanie na jej warunki, musi się liczyć z upokorzeniami, dyskryminacją, odgrywaniem roli obywatela drugiej kategorii.
Pokusa pogrążenia się we frustracji, beznadziei, złości i innych negatywnych uczuciach oraz pokusa działania pod ich wpływem jest bardzo silna. Ale błogosławieni, którzy nie dadzą sobie narzucić warunków dyktowanych przez dominującego przeciwnika. Możemy starannie wypracować w sobie higienę psychiczną, która pozwoli patrzeć na świat spokojnie i łagodnie, a także działać konsekwentnie, lecz bez niszczenia innych.
Sądzę, że najlepszym motorem do działania jest współczucie, czy może lepiej – współodczuwanie, bo ten pierwszy termin zabarwiony jest trochę sentymentalną pozą łaskawego pochylania się nad cudzą biedą. Głosimy humanizm, bo szkoda nie tylko nas samych, ale i innych ludzi zniewolonych dogmatyczną, opresyjną wizją świata. Nie chcę, aby mi się źle działo i dla innych także chcę życia w humanistycznej wolności i w świecie mniej wypełnionym przemocą, wyzyskiem i oszustwem. Nie wydaje mi się, aby to była ewangelia pustki i nicości.
Źródło: „Fakty i Mity”