(Komentarz Demokratesa: rekompensowanie krzywd, których taka czy inna kategoria ludzi doznawała w przeszłości, ma tylko po części symboliczny charakter: ma na oku także cel na wskroś praktyczny – przeciwdziałanie odziedziczonym kulturowo aktualnym i przyszłym rozwarstwieniom społecznym z ich tragicznymi skutkami) Minęło 150 lat od zniesienia pańszczyzny w zaborze rosyjskim, czyli likwidacji faktycznego półniewolnictwa. Ta doniosła rocznica prawie nikogo w Polsce nie obchodzi. Owocami tej haniebnej niewoli karmi się nadal pewna wpływowa instytucja.
Dlaczego tak niewiele mówi się w Polsce o ważnej rocznicy zniesienia chłopskiego półniewolnictwa, które było przyczyną wielu narodowych nieszczęść, a jego skutki wloką się za nami aż do współczesności? Chyba przede wszystkim dlatego, że prawda o losie chłopów rzuca cień nie tyle na zaborców, którzy w końcu kolejno (Prusy, Austria, Rosja) zlikwidowali hańbę pańszczyzny, ale przede wszystkim na zmitologizowaną I Rzeczpospolitą, na świat sielskich szlacheckich dworków. Bo ich lokatorzy mogą się zacząć jawić nie jako swojscy, rubaszni Sarmaci, ale jako panowie niewolników – chciwi, bezlitośni i odrażający. Nie przywykliśmy do takiego myślenia o przeszłości Polski. Jest on trudny do zaakceptowania także dlatego, że prawie wszyscy w Polsce myślą o sobie jako o potomkach szlachty – polskość została sprowadzona do szlacheckości, polska kultura to kultura szlachecka, a inteligencja jako dominująca w polityce i mediach warstwa społeczna to głównie potomkowie lokatorów feudalnych dworków i pałaców. Utożsamianie się z Polakiem-szlachcicem-inteligentem jest jedną z metod wypierania prawdy, która dla wielu może być ambarasująca – 80 proc. z nas to potomkowie pogardzanych „chamów”, poniżonych, wyzyskiwanych i społecznie upośledzonych chłopów pańszczyźnianych, pozbawionych godności i wolności osobistej. Mało tego – chłopów wykluczonych także z narodu, wszak „naród szlachecki” uważał się za „naród panów”, osobną grupę etniczną od zawsze powołaną do władania poddanymi i do zajęć polityczno-rycerskich. Chłop zatem nie był uważany za Polaka i za takiego często sam się nie uważał, mniej więcej do końca XIX wieku.
Brudne ręce Kościoła
Historia zniewolenia chłopów to w dużej mierze dzieje umacniania się wpływów Kościoła. Odkąd rodzina Piastów dla opanowania ludności podbitej (zwane przez historyków pięknie „zjednoczeniem ziem polskich”) zaczęła używać także aparatu propagandowego Kościoła katolickiego (tzw. chrzest Polski) sytuacja najniższych warstw ludności nie przestawała się pogarszać. Odbierano jej nie tylko dawną wiarę i kulturę, ale też wprowadzano obcy język – łaciński. Z czasem narzucono także podatek dziesiętny, obowiązek pańszczyźniany, a przede wszystkim poddaństwo, czyli faktyczną utratę wolności osobistej. Już pierwsze w Polsce powstanie narodowe z XI wieku miało charakter antykatolicki i antypiastowski, bo ludność – jeszcze nie ogłupiona skutecznie przez Kościół – stawiła opór, gdy piastowski ucisk nieco osłabł. Trzeba było aż interwencji wojskowej niemiecko-ruskiej, aby Polaków podbić na nowo dla Piastów (Kazimierza zwanego Odnowicielem) i dla nowej religii.
Nie jest przypadkiem, że pierwsze zapiski o darmowej pracy na rzecz panów feudalnych znajdziemy wkrótce potem w dokumentach odnoszących się do własności kościelnej. Po to Kościół zniewolił Polaków swoimi wierzeniami, aby żyć z ich pracy. Potem już było tylko gorzej. Wreszcie na przełomie XVII i XVIII wieku Polska stała się czymś w rodzaju społecznego skansenu, a w oświeceniowej Francji opowiadano o losie polskich chłopów jak o czymś przerażającym i wyjątkowo paskudnym. Mimo że w samej Francji przecież panował jeszcze feudalizm, a ludność wiejska była pozbawiona wielu praw. Jednak w porównaniu z tym los polskich chłopów, ich nędza i zacofanie stały się czymś niemal przysłowiowym.
Stare dzieje?
Powiecie, że to jest dawna historia, która już nie ma nic wspólnego z czasami współczesnymi i nie ma żadnego związku z dzisiejszym życiem w Polsce. Ależ ma, i to na bardzo wielu płaszczyznach, także finansowych. Przypomina o tym kapitalny tekst Piotra Kozaka „Pańszczyzna – niedokończona sprawa”, opublikowany niedawno na stronie internetowej „Krytyki Politycznej”. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że za krzywdy polskiego niewolnictwa nigdy ofiarom w żadnej formie nie zapłacono. Ani im, ani ich potomkom. Przeciwnie, bywało, że odszkodowania dostawali… dawni panowie. Ale to nie koniec! Na południu Polski relikty pańszczyzny (tzw. żelarka) przetrwały niemal do połowy XX wieku, w tym obyczajowy przymus darmowej pracy na polu plebana. Zatem feudalizm przetrwał w Polsce niemal całe tysiąclecie! Kwestia własności feudalnej i zysków z niej płynących odżyła pośrednio w związku z reprywatyzacją, która postępuje powoli od ćwierćwiecza. Kościół zbudował swój obecny wysoki status majątkowy m.in. w oparciu o nieruchomości wywodzące się czasów ucisku feudalnego. Ponadto rodziny arystokratyczne walczą zaciekle sądownie o majątki (m.in. pałace), które są przecież owocem pracy polskich niewolników w ciągu minionych stuleci. Jak ta kwestia wygląda z punktu widzenia moralnej oceny niewolnictwa? Jak to możliwe, że społeczeństwo złożone w większości z potomków dawnych chłopów funduje Kościołowi i potomkom arystokracji „odszkodowania”? O jakie szkody tu chodzi? Kto komu powinien wynagradzać materialne krzywdy w tym kontekście?
Odszkodowanie za niewolę
Systemowe niewolnictwo w tej lub innej formie wywoływało nie tylko nędzę jego ofiar, ale także ich społeczne upośledzenie oraz trwałą zapaść cywilizacyjną całych regionów. Wbrew pozorom nie są to rzeczy, na które świat nie zwracałby obecnie uwagi. W niektórych krajach funkcjonują systemy i fundusze, które próbują powoli zasypywać rów starych krzywd i dyskryminacji. Wspomniany wyżej Kozak pisze na przykład o amerykańskim systemie edukacyjnym dla potomków byłych niewolników (HBCU) oraz o procesach, które toczą się obecnie przeciwko firmom, które dorobiły się na niewolnictwie. Dodajmy, że podobną rolę odgrywały w PRL tzw. punkty za pochodzenie przy przyjęciach na studia. Podobny system chce wprowadzić obecnie Brazylia, także dotknięta skutkami niewolnictwa. Ponadto niektóre państwa postkolonialne płacą do dziś odszkodowania rdzennej ludności obrabowanej z ziem przez europejskich kolonizatorów. Są to często sprawy dotyczące czasów tak odległych jak nasza pańszczyzna, a czasem jeszcze starszych. Nie ma więc ani prawnych, ani moralnych przeszkód, aby tę sprawę wreszcie uporządkować w naszych czasach.
Skąd środki?
Niedawno SLD wystąpił z ciekawym projektem funduszu odszkodowawczego za spustoszenie gospodarczo-społeczne wywołane tzw. reformami Balcerowicza. Niektóre regiony Polski do dziś się po nich nie podniosły. Tak się składa, że grupą społeczną, która na nich najbardziej straciła, było chłopstwo. Rolnicy utracili w ciągu 2–3 lat nawet do 50 proc. wcześniejszych dochodów, co jest katastrofą rzadko spotykaną w czasach pokoju. Nietrudno zauważyć, że ofiary pańszczyzny i najbardziej poszkodowani przez Balcerowicza to w zasadzie mieszkańcy tych samych regionów Polski prowincjonalnej lub wprost – mieszkańcy wsi. Zatem można by zbudować dla nich wspólny plan pomocy. Ale gdzie zdobyć fundusze?
Trzeba ich szukać tam, gdzie one są i gdzie żyją ci, którzy korzystają z owoców dawnej darmowej pracy. Największym beneficjentem o zachowanej ciągłości historycznej jest Kościół rzymskokatolicki. Należałoby dobra kościelne obłożyć specjalnym podatkiem lub dokonać ich częściowej konfiskaty na cele społeczne. Kościół oczywiście będzie się bronił, ale dlatego właśnie potrzebujemy dobrego prawa, które umożliwi naprawę krzywd feudalnych. Kościół zawsze można szantażować tym, że każe mu się płacić odszkodowania za stulecia wyzysku i przemocy religijnej. Zabrakłoby skarbów Watykanu, aby Kościół miał Polakom je powetować. Podobne żądania trzeba będzie skierować pod adresem tych wszystkich, którzy domagają się reprywatyzacji. Trzeba wówczas sprawdzić – na ile to jeszcze możliwe – czy dany składnik majątkowy nie jest przypadkiem pochodzenia feudalnego wprost lub pośrednio (ktoś np. kupił przed wojną kamienicę lub fabrykę za sprzedany postfeudalny majątek ziemski). Nie ma powodów, aby potomkowie panów nadal konsumowali owoce ukradzionej pracy chłopów. Rozliczenie z feudalizmem pozwoliłoby także uporządkować skandal przywrócenia majątku kościelnego. Zostałby on po prostu w większości przejęty przez władze publiczne, aby sfinansować stypendia i inwestycje w zaniedbanych regionach. Zatem „są w ojczyźnie rachunki krzywd”. I może najwyższy czas je wreszcie zapłacić, a nie nadal przekreślać.
MAREK KRAK
Historia zniewolenia chłopów to w dużej mierze dzieje umacniania się wpływów Kościoła. Odkąd rodzina Piastów dla opanowania ludności podbitej (zwane przez historyków pięknie „zjednoczeniem ziem polskich”) zaczęła używać także aparatu propagandowego Kościoła katolickiego (tzw. chrzest Polski) sytuacja najniższych warstw ludności nie przestawała się pogarszać. Odbierano jej nie tylko dawną wiarę i kulturę, ale też wprowadzano obcy język – łaciński. Z czasem narzucono także podatek dziesiętny, obowiązek pańszczyźniany, a przede wszystkim poddaństwo, czyli faktyczną utratę wolności osobistej. Już pierwsze w Polsce powstanie narodowe z XI wieku miało charakter antykatolicki i antypiastowski, bo ludność – jeszcze nie ogłupiona skutecznie przez Kościół – stawiła opór, gdy piastowski ucisk nieco osłabł. Trzeba było aż interwencji wojskowej niemiecko-ruskiej, aby Polaków podbić na nowo dla Piastów (Kazimierza zwanego Odnowicielem) i dla nowej religii.
Nie jest przypadkiem, że pierwsze zapiski o darmowej pracy na rzecz panów feudalnych znajdziemy wkrótce potem w dokumentach odnoszących się do własności kościelnej. Po to Kościół zniewolił Polaków swoimi wierzeniami, aby żyć z ich pracy. Potem już było tylko gorzej. Wreszcie na przełomie XVII i XVIII wieku Polska stała się czymś w rodzaju społecznego skansenu, a w oświeceniowej Francji opowiadano o losie polskich chłopów jak o czymś przerażającym i wyjątkowo paskudnym. Mimo że w samej Francji przecież panował jeszcze feudalizm, a ludność wiejska była pozbawiona wielu praw. Jednak w porównaniu z tym los polskich chłopów, ich nędza i zacofanie stały się czymś niemal przysłowiowym.
Stare dzieje?
Powiecie, że to jest dawna historia, która już nie ma nic wspólnego z czasami współczesnymi i nie ma żadnego związku z dzisiejszym życiem w Polsce. Ależ ma, i to na bardzo wielu płaszczyznach, także finansowych. Przypomina o tym kapitalny tekst Piotra Kozaka „Pańszczyzna – niedokończona sprawa”, opublikowany niedawno na stronie internetowej „Krytyki Politycznej”. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że za krzywdy polskiego niewolnictwa nigdy ofiarom w żadnej formie nie zapłacono. Ani im, ani ich potomkom. Przeciwnie, bywało, że odszkodowania dostawali… dawni panowie. Ale to nie koniec! Na południu Polski relikty pańszczyzny (tzw. żelarka) przetrwały niemal do połowy XX wieku, w tym obyczajowy przymus darmowej pracy na polu plebana. Zatem feudalizm przetrwał w Polsce niemal całe tysiąclecie! Kwestia własności feudalnej i zysków z niej płynących odżyła pośrednio w związku z reprywatyzacją, która postępuje powoli od ćwierćwiecza. Kościół zbudował swój obecny wysoki status majątkowy m.in. w oparciu o nieruchomości wywodzące się czasów ucisku feudalnego. Ponadto rodziny arystokratyczne walczą zaciekle sądownie o majątki (m.in. pałace), które są przecież owocem pracy polskich niewolników w ciągu minionych stuleci. Jak ta kwestia wygląda z punktu widzenia moralnej oceny niewolnictwa? Jak to możliwe, że społeczeństwo złożone w większości z potomków dawnych chłopów funduje Kościołowi i potomkom arystokracji „odszkodowania”? O jakie szkody tu chodzi? Kto komu powinien wynagradzać materialne krzywdy w tym kontekście?
Odszkodowanie za niewolę
Systemowe niewolnictwo w tej lub innej formie wywoływało nie tylko nędzę jego ofiar, ale także ich społeczne upośledzenie oraz trwałą zapaść cywilizacyjną całych regionów. Wbrew pozorom nie są to rzeczy, na które świat nie zwracałby obecnie uwagi. W niektórych krajach funkcjonują systemy i fundusze, które próbują powoli zasypywać rów starych krzywd i dyskryminacji. Wspomniany wyżej Kozak pisze na przykład o amerykańskim systemie edukacyjnym dla potomków byłych niewolników (HBCU) oraz o procesach, które toczą się obecnie przeciwko firmom, które dorobiły się na niewolnictwie. Dodajmy, że podobną rolę odgrywały w PRL tzw. punkty za pochodzenie przy przyjęciach na studia. Podobny system chce wprowadzić obecnie Brazylia, także dotknięta skutkami niewolnictwa. Ponadto niektóre państwa postkolonialne płacą do dziś odszkodowania rdzennej ludności obrabowanej z ziem przez europejskich kolonizatorów. Są to często sprawy dotyczące czasów tak odległych jak nasza pańszczyzna, a czasem jeszcze starszych. Nie ma więc ani prawnych, ani moralnych przeszkód, aby tę sprawę wreszcie uporządkować w naszych czasach.
Skąd środki?
Niedawno SLD wystąpił z ciekawym projektem funduszu odszkodowawczego za spustoszenie gospodarczo-społeczne wywołane tzw. reformami Balcerowicza. Niektóre regiony Polski do dziś się po nich nie podniosły. Tak się składa, że grupą społeczną, która na nich najbardziej straciła, było chłopstwo. Rolnicy utracili w ciągu 2–3 lat nawet do 50 proc. wcześniejszych dochodów, co jest katastrofą rzadko spotykaną w czasach pokoju. Nietrudno zauważyć, że ofiary pańszczyzny i najbardziej poszkodowani przez Balcerowicza to w zasadzie mieszkańcy tych samych regionów Polski prowincjonalnej lub wprost – mieszkańcy wsi. Zatem można by zbudować dla nich wspólny plan pomocy. Ale gdzie zdobyć fundusze?
Trzeba ich szukać tam, gdzie one są i gdzie żyją ci, którzy korzystają z owoców dawnej darmowej pracy. Największym beneficjentem o zachowanej ciągłości historycznej jest Kościół rzymskokatolicki. Należałoby dobra kościelne obłożyć specjalnym podatkiem lub dokonać ich częściowej konfiskaty na cele społeczne. Kościół oczywiście będzie się bronił, ale dlatego właśnie potrzebujemy dobrego prawa, które umożliwi naprawę krzywd feudalnych. Kościół zawsze można szantażować tym, że każe mu się płacić odszkodowania za stulecia wyzysku i przemocy religijnej. Zabrakłoby skarbów Watykanu, aby Kościół miał Polakom je powetować. Podobne żądania trzeba będzie skierować pod adresem tych wszystkich, którzy domagają się reprywatyzacji. Trzeba wówczas sprawdzić – na ile to jeszcze możliwe – czy dany składnik majątkowy nie jest przypadkiem pochodzenia feudalnego wprost lub pośrednio (ktoś np. kupił przed wojną kamienicę lub fabrykę za sprzedany postfeudalny majątek ziemski). Nie ma powodów, aby potomkowie panów nadal konsumowali owoce ukradzionej pracy chłopów. Rozliczenie z feudalizmem pozwoliłoby także uporządkować skandal przywrócenia majątku kościelnego. Zostałby on po prostu w większości przejęty przez władze publiczne, aby sfinansować stypendia i inwestycje w zaniedbanych regionach. Zatem „są w ojczyźnie rachunki krzywd”. I może najwyższy czas je wreszcie zapłacić, a nie nadal przekreślać.
MAREK KRAK
Źródło: Fakty i Mity